Wszystkich Świętych – Kazanie IV
Spadające liście drzew, chłodne jesienne dni, wreszcie targowiska które rozkwitły tysiącami chryzantem, i supermarkety sprzedające po promocyjnych cenach nagrobne lampiony i gotowe wyprodukowane z plastiku sztuczne wieńce i kwiaty. Pierwszy listopada. Uroczystość Wszystkich Świętych.
Dla sprzedawców okresowy biznes, dla policji kolejna ?akcja znicz?, dla wielu zwyczajny tzw. długi weekend. Nieco spokojniejsza muzyka sącząca się z nastrojonych na te same częstotliwości radiowych odbiorników i kilka słów mówiących o przemijaniu recytowanych przez robiących poważne miny telewizyjnych prezenterów.
Uroczystość Wszystkich Świętych 2001. Jaka jest? Obfitująca w krótkie wizyty na cmentarzach, rozświetlana milionami świec i zniczy przystrojona w smutne chryzantemy i przemijająca szybko i niepostrzeżenie jak szeptana nad grobem listopadowa modlitwa i przenikająca dreszczem pytań o doczesność i wieczność jak ostry jesienny wiatr…?
Dzień zadumy i refleksji, dzień trudnych pytań i nieuzyskanych nigdy na nie odpowiedzi. Czy jest nam jeszcze potrzebny? Czy nie powinien odejść wraz z minionym wiekiem lub zmienić się w narzucany naszej kulturze z coraz większą siłą i przerażający swymi pogańskimi korzeniami Amerykański Hallowen? Po co jest nam potrzebny dzień wszystkich świętych, dzień pamięci o męczennikach i wyznawcach naszej wiary. Dzień pamięci o świętych dziewicach i pokornych mnichach. Co daje nam tak naprawdę święto tych, których Kościół czci jako świętych? Świętych z obrazów i pobożnych kazań, świętych zabranych z ludu i wyniesionych na złocone ołtarze. Dziś gdy świętość poblakła i jak niejeden pomnik została zapomniana, trudno ją nie raz odróżnić od pamiątek z historii, które opowiadają o chwilach bitew i potęgi ducha, wciąż jednak tych tylko, które już przeminęły.
Gdzie szukać świętości wśród dzisiejszego świata? Czy też ze świecą jak ongiś filozof szedł szukać człowieka? Tak chyba trzeba bo świętość to człowieczeństwo, a tych spośród ludzi co pisać ich trzeba przez duże ?T? wciąż szukać trzeba ze świecą. Prościej jest znaleźć przestępcę lub gwiazdę wieczoru. Łatwiej o zaniedbane zwierzęta niż prawdziwego człowieka. Kto tak szuka świętych nie wielu ich znajdzie. Zrazi się lub powstydzi tak odległej świętości w świecie gdzie o śmierć łatwiej niż o nadzieję na przyszłość, w świecie wykreowanym przez speców od reklamy, świecie który wczoraj nie pamięta a jutra się albo boi, albo o nim nie myśli.
Nie znajdzie bowiem świętości ten, dla kogo zastygły w bezruchu kościelne figury, nie znajdzie ich ten, komu czas pokrył kurzem Świętą Ewangelię, ani ten dla kogo Pan Jezus na obrazie widzi Apostołów lecz jego nie dostrzega. Nie znajdzie ich ten także, co zapatrzony w niebo ogłuchł na płacz swych braci, ani ten który dając kolory wszystkim Świętym Pańskim świat w czarno – biało chciałby pomalować aby był brzydki i mało ciekawy, lub i ten co uważa że do nieba wykupił miejscówkę resztę ludzkości do piekła posyłając.
Gdzie więc jest świętość, gdzie sens chwil tu spędzonych w ten dzień Wszystkich Świętych których trudno odnaleźć. Być może drogi braci i kochana siostro wyjdziesz dziś z tej świątyni i pójdziesz na cmentarz nic nie rozumiejąc z życia i tłumacząc sobie, że to tylko zwyczaj, że pamięć o zmarłych. Lecz jeśli chcesz odnaleźć świętych z życia wziętych, jeśli chcesz zrozumieć sens zastygłych pomników i świętych w białych szatach stojących przed Chrystusem, musisz spojrzeć głębiej niż konstrukcja pomnika, bardziej przenikliwie niż patrzysz na płomień miotany podmuchem wiatru jak twe życie losem. Musisz spojrzeć z miłością większą niż przywiązanie i pamięć o zmarłych o których pamiętasz. Stając dziś nad grobem spójrz na te nekropolie, które prócz szczątek ciała kryją miliony losów tych którzy odeszli i dla których zabrakło nawet marginesu w książkach do historii.
Tych co szli przez życie ubogo i nie łatwo, tych co nieśli pokój wojen nie wszczynając, tych co woleli tracić niż straty zadawać. Spójrz na historie, których nie wyczytasz w żadnym podręczniku, lecz które znajdziesz w sercach zapisane. Stań i pozwól myślom by pomknęły przed laty, może do domu twego rodzinnego, pozwól oczom twej duszy odnaleźć świętość taką jak kromka chleba, co matka ci ją dawała nie raz od ust swoich dla ciebie odejmując. Znajdź świętość -może i twego ojca- na którego twarzy nigdy nie spełnione pragnienie sprawiedliwości bruzdy swe żłobiło. Pomknij w głąb swej historii i odszukaj ludzi, którzy Cię uczyli szacunku dla starszych. Księdza, który mówił ?nie twoje to oddaj – i wtedy przyjdź do spowiedzi?, i staruszkę babcię która tuląc Cię gdy ojciec karał mówiła kocham Cię wnusiu, ale tak nie można to tata i mama, nie płacz, idź ich przeproś. Kiedyś to zrozumiesz.
Znajdź świętość dziadka ? Samarytanina z domu Twych rodziców nie z dalekiej Samarii, który brał Cię na spacer i czynił znak krzyża przechodząc obok przydrożnej kapliczki a gdy się zbliżał do Frasobliwego stawał, i zadumany tobie dziecku tłumaczył, że kolce z korony są cierniami grzechu które źle czyniąc w głowę Jezusowi wbijamy. Znajdź tych których znałeś lub tych o których ci rodzice nie raz wspominali. Odnajdź utracone lata z twej własnej historii i zatęsknij za niebem! Za spotkaniem z nimi, dzięki którym są rzeczy które Cię jeszcze wzruszają. Zatęsknij za tym co kochasz, a co mroczne grobowce teraz już pieczętują, i bronią jak skarbu w ziemi ukrytego który zajaśnieje w dzień sądu Pańskiego. I pozwól by siła wiary dała Ci nową nadzieję. By strach cię nie niszczył a życie nie oszukało. Spójrz na te grobowce i powiedz sam sobie, czy wierzysz jeszcze. Czy wierzysz w szczęście wieczne, czyś umarł za życia. Bo kto nadziei nie ma jest chodzącym trupem. Jak ci co uważają że ziemia pochłonie wszystko, że ci, dzięki którym masz jeszcze za czym tęsknić są tyle warci, co piach i proch ziemi.
Dziś, gdy wszystko da się już przeliczyć na dowolną walutę, ty zatęsknij za tym, czego nigdy nie kupisz. Zatęsknij za tym co pozwoliło tym co już odeszli być szczęśliwymi choć nie raz ubogimi, zatęsknij za tym, co dawało im spokój i pokój serca bez stalowych rygli, bez alarmów i straży chroniących dobytku. Czy nie chciałbyś tego dzisiaj na tym biednym świecie, by mieć pokój serca, w innych ludziach braci? Tak by nie drwić ze śmierci, lecz do niej się uśmiechać gdy godzina wybije odchodzić ze spokojem wcześniej posławszy bliskich po Księdza by przyszedł z Panem Bogiem? Czy nie chciałbyś zamiast ?słodkiej śmierci? spojrzeć w godzinie ostatniej na tych, którym życie dałeś i widzieć udane małżeństwa, kochających się ludzi a nie rozbite rodziny i dzieci które nad twym łożem śmierci zamiast pacierze odmawiać o majątek się kłócą? Czy jesteś pewien, że masz już to wszystko co świat dać ci może lub coś od życia spodziewał się dostać? Jeśli taką świętość w sercu swym odnajdziesz, wkrótce dla ciebie ożyją także Święci Pańscy. Oczy Maryi z pomnika spojrzą z miłością na Ciebie, a męczennicy zaświadczą o największym zwycięstwie. Mnisi z odległych klasztorów nauczą cię miłosierdzia, a uśmiech bliźniego któremu podasz rękę stanie się Twoją pocztówką z tamtej strony życia. Nie tylko spotkasz świętych żyjących na wieki, w cudownym domu Ojca Pana Nieba i Ziemi, lecz patrząc oczyma duszy ujrzysz świat tak inny od tego który znałeś, i czas zaczniesz mierzyć wolniejszym zegarem który tak będzie godziny wybijał, jak gdyby każda z nich była już tą twą ostatnią. Nie dlatego by niszczyć lub wszystko porzucić, lecz aby tak budować aby to co robisz sięgnęło tamtego świata, by słowa które dajesz bliskim wypełniać miłością nie tylko z pozoru lecz po same brzegi, aby święci pośród innych ludzi byli twymi braćmi a nie wyrzutem sumienia. Jak ci, o których pisze poeta a którzy tak często mają nasze twarze:
Jesteśmy dziećmi wieku bez miłości
Wieku bez marzeń, złudzeń i zachwytu
Obojętnego na widok piękności
A więdnącego z nudy i przesytu,
Wieku co wczesnej doczekał starości
Sam podkopawszy prawa swego bytu
Wieku co siły swe strwonił i nadużył
Nic nie pozostawił, chociaż wszystko zburzył
Wzrośliśmy także wśród dziwnego świata
Co się zapału i uniesień wstydzi
I wszędzie szuka śmieszności i szydzi;
Bawi go jeszcze arlekińska szata
Lecz ani kocha ani nienawidzi!
I to jest nasze największe przekleństwo;
Otaczające nas dziś społeczeństwo!
Drogi braci i siostro. Od ciebie zależy czy wybierzemy Chrystusa i staniemy się dla siebie błogosławieństwem, czy porzucimy nadzieję i umrzemy za życia stając się nawzajem dla siebie przekleństwem.