?Wtedy zawołasz, a Pan Cię usłyszy, wezwiesz pomocy, a on rzeknie ? oto jestem.?
To tak jak było ongiś, gdy Bóg stworzył człowieka. Postawił go w raju i pozwolił cieszyć się jego miłością. Wówczas człowiek nie wiedział co to zło i cierpienie. Nie wiedział co to grzech i sprzeciwienie się Bogu. Człowiek żył przepełniony Bożą miłością i radością z obecności Tego, który jest dobry.
Tak było w raju. Dziś bowiem, powiadają, że po tym raju zostały trzy rzeczy: gwiaździste niebo, kwiaty na łące i oczy dziecka. Patrzyłem wczoraj w oczy dziecka. Nasz wzrok spotkał się na chwilę. Małe bezbronne dziecko, wtulone w objęcia swej matki ufające bezgranicznie tej, która dała mu życie. Darzące uśmiechem tych, którzy zbliżali się do niego. Pełne życia i Bożej miłości. Patrzyłem i w oczach tego dziecka dostrzegłem zwierciadło duszy, w której Bóg wymalował obraz siebie. Na swój obraz i podobieństwo nas stworzył i każdy z nas był kiedyś takim dzieckiem.
Te oczy dziecka nie dały mi spokoju. Pomyślałem bowiem co będzie dalej. Patrząc na maleństwo widziałem oczyma wyobraźni jak biega po wiosennej łące pełnej kwiatów. Zapominając przez chwilę o otaczającym świecie wyobrażałem sobie jak to maleństwo nie raz potknie się, przewróci i wybuchając dziecięcym płaczem będzie rozglądać się za mamą i tatą.
Patrząc dalej oczami wyobraźni dostrzegałem jego radość życia i obecność pośród ludzi. Widziałem dorastającego młodzieńca chcącego cieszyć się życiem i dokonywać wyborów. Idącego do szkoły by zgłębiać tajemnice świata, które Bóg pozwolił nam ludziom rozszyfrować, poznawać odwieczne prawa ustanowione przez Stwórcę aby służyły ludziom, którzy teraz żyją i tym, którzy dopiero mają się narodzić.
Patrzyłem spoglądając w oczy niewinnego dziecka i wciąż myślałem jakie będą jego dni, gdy zacznie poznawać świat. Gdy nie tylko postawi pierwsze kroki, i nie tylko wymówi pierwsze słowo, lecz kiedy zacznie poznawać ludzi ?tych co to mają być światłością świata.
Co będzie, gdy pośród tych ludzi dostrzeże zło, gdy zacznie zadawać coraz trudniejsze pytania? Czy niewinna dusza dziecka wciąż pozostanie odbiciem Najwyższego, gdy zderzy się z brutalnością świata? Jak postąpi gdy zobaczy, że słowem można nie tylko wyrazić miłość i nadzieję, lecz że tym samym słowem można znieważyć, kłamać i obrażać? Kim zapragnie stać się jak dorośnie, gdy kreśląc swoimi dłońmi pierwsze litery spostrzeże, że dłonie nam dorosłym służą nie tylko do pracy, a brat wyciąga je ku bratu nie tylko by nieść pomoc, lecz także po to by tą dłoń wyciągnąć przeciwko drugiemu człowiekowi i uczynić to, czego my chcielibyśmy za wszelką cenę w naszym życiu uniknąć?? Jakie uczucie zrodzi mu się w duszy, gdy jego ?przepełnione beztroskim spojrzeniem na świat i bezgraniczną ufnością w ludzką dobroć serce -do tej pory doznając tylko miłości- teraz po raz pierwszy dozna rozterki, bólu, rozczarowania i spostrzeże, że ludzkie serce można zranić i oszukać. Jakim stanie się jego świat, gdy nauczywszy się mówić zacznie zadawać nam współczesnym uczniom Mistrza z Nazaretu coraz trudniejsze pytania o świat i jego sens?
Co przeżyje serce ojca i matki gdy nauczywszy pierwej ?swoje szczęście? dziesięciorga przykazań później będą musieli powiedzieć mu także o tym, dlaczego ludzie postawieni po to aby być solą ziemi i światłością świata, stworzeni na obraz i podobieństwo tego który jest największą miłością według tej miłości nie chcą żyć.
Ów wzrok niewinnego bezbronnego maleństwa utkwiony w moich oczach nie dawał mi wciąż spokoju. Zacząłem więc pytać sam siebie, dlaczego my ludzie, którzy wszyscyśmy byli takimi małymi dziećmi dziś po upływie kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu lat naszego życia, nie jesteśmy solą ziemi i światłością świata. Nie potrafimy spojrzeć w oczy dziecka i z uśmiechem na twarzy uchwycić jego delikatną rączkę i krok za krokiem wprowadzić go w beztroski, pełen miłości świat? Nie potrafimy już kochać, pragnąć i czynić dobra oraz mieć nadzieję, że każdy następny dzień, każdy kolejny wschód słońca będzie nowym doświadczeniem miłości Wszechmocnego i spotkaniem z braćmi, z którymi wciąż mimo tylu dzielących nas różnic jesteśmy nadal dziećmi tego samego ojca ? Boga Wszechmocnego.
Dzień biegł dalej ?mijały godziny, lecz owa myśl wciąż nie dawała mi spokoju. Myślałem jak rozwiązać te problemy i jak odpowiedzieć na postawione sobie pytania? Ten wzrok dziecka towarzyszył mi przez cały dzień, a gdy nadeszła pora wieczornej modlitwy, niczym małe dziecko ukryłem swoją twarz w dłoniach i kierując myśl ku temu, który stworzył wszystko, sam niczym to dziecko spotykające się po raz pierwszy ze zbyt trudnym zadaniem zacząłem pytać naszego Boga i Ojca: Panie, dlaczego ten świat tak ciężko nas doświadcza? Dlaczego każdego dnia tyle zawodów i rozczarowań? Dlaczego człowiek człowiekowi tak często nie potrafi być już bratem? Dlaczego my ludzie rozeszliśmy się każdy w swoją stronę? Gdy umilkły me słowa poczułem ulgę na duszy, właśnie jak bezbronny nieporadny dzieciak, który tuli się do serca swojego rodzica i niepostrzeżenie dla nikogo innego może powiedzieć mu wszystko a nawet wypłakać się, gdy słowa już nie wystarczają. Byłem jak dziecko przed obliczem Ojca. Wsłuchałem się w ciszę mej duszy chcąc usłyszeć tego, w którym mam nadzieję, i zdawało mi się że w mej duszy zmąconej przez niepokój świata słyszę głos który zdawał się mówić: ?ja Bóg stworzyłem dobry świat i ja was ukochałem. Oddałem wam wszystko co potrzebne do życia i to ja dałem wam swą miłość. Tak wielką i potężną która daje życie, a jednocześnie tak delikatną i bezbronną że złożyłem ją w wasze ręce i umieściłem ją w waszych ludzkich sercach. To wy ludzie nie potrafiliście się cieszyć tym, co ja Bóg wam dałem. Zapragnęliście zająć moje miejsce. Chcieliście po swojemu nazywać dobro i zło i poprawić świat który ja wam dałem. Nie taki miał być jednak świat. Dlatego posłałem Mego Syna aby stał się jednym z Was. Dlatego pozwoliłem, aby miłość do Was przybiła go do krzyża, by pokazać Wam, że nic miłości nie pokona, że ja wciąż chcę dać Wam świat, gdzie płaczu, grzechu i śmierci już więcej nie będzie. Biegnijcie więc do tego świata który On wam wskazał, do świata jakiego pragniecie. Biegnij coraz szybciej aby z każdym dniem świat ten był bliżej Ciebie: zacznij więc ?dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziej i nie odwracaj się od współziomków. Niech sprawiedliwość twoja Cię poprzedza a chwała Pańska niech idzie za tobą. Usuń jarzmo, przestań grozić palcem i mówić przewrotnie. Podaj twój chleb zgłodniałemu i nakarm duszę przygnębioną. Niech wiara twa opiera się mocy Bożej nie zaś na mądrości ludzkiej. Ty zaś biegnij jak w dobrych zawodach. Bądź solą ziemi, która traci swój smak, póki nasze uściski się nie spotkają, dopóki tak jak Ojciec i dziecko nie padniemy sobie w ramiona. W krainie, gdzie będziemy szczęśliwymi ? na wieki!
Dobry tekst. Mam podobne przemyślenia odnośnie dorastania i tego co nas otacza. Ludzie są na codzień oddzieleni jakby murem. Mam wrażenie, że do wyboru są 3 opcje: mieć to wszystko gdzieś i żyć jak ludzie przed potopem – skupić na doczesności, załamać się i oddać cierpiętnictwu, zdać się na wiarę i uśmiechać się. Pozdrawiam!