Kilka lat temu wszedł na ekrany kin film zatytułowany ?Ludzkie dzieci?. W czasach, kiedy o żadnym kryzysie nikt w Europie nie mówił, pewien reżyser wyobraża sobie niedaleką przyszłość. Oto w pewnym momencie na całym świecie, zaczynają umierać nowonarodzone dzieci. Po kilku latach, sprawa wydaje się bardziej dramatyczna, niż mogłoby się wydawać. Ludzkość definitywnie straciła możliwość przekazywania życia. W tym czasie wg scenariusza owego filmu, Europa zaczyna pogrążać się w chaosie. Uliczne walki, aresztowania, deportacje w nieludzkich warunkach. W takiej właśnie scenerii upadłego kraju, ogarniętego chaosem i wojną domową, gdzie uzbrojone po zęby oddziały wojska polują na imigrantów jak na dzikie zwierzęta, a na całym świecie od kilkunastu lat nie urodziło się żadne ludzkie dziecko, główny bohater filmu ma za zadanie uratować i wywieźć w bezpieczne miejsce młodą imigrantkę. Jakie jest jego zdziwienie, kiedy spostrzega, że jest ona w ciąży. Prawdziwy cud, na który ludzie już dawno stracili nadzieję. Sprawa się komplikuje, po pewnym czasie, gdy miejsce, w którym się ukrywali już z tulącym się ufnie do matki niemowlęciem, zostaje otoczone przez oddział żołnierzy. Gdy śmierć wydaje się już kwestią minut, któryś ze szturmujących żołnierzy spostrzega w ramionach młodej imigrantki żywe niemowlę. Natychmiast pada komenda, aby wstrzymać ogień. Jakże wymowną jest scena, gdy oddział wojska nie tylko robi miejsce aby umożliwić ucieczkę matce z niemowlęciem, ale zszokowani żołnierze zaczynają płakać, ktoś pada na kolana, któryś inny czyni znak krzyża. Są światkami cudu, jakim jest żywe ludzkie dziecko. Matka zaś tuli maleństwo i bezpiecznie opuszcza strefę zagrożenia, w której jak gdyby przed chwilą nic się nie wydarzyło znów padają strzały i na nowo śmierć i nienawiść biorą górę nad życiem i szansą daną ludziom od Boga.
Podobnie było dwa tysiące lat temu, gdy Bóg dawał szansę ludzkości nękanej grzechem, światu, w którym nienawiść podeptała miłość. Przyszli pastuszkowie i oddali pokłon, zjawili się i trzej mędrcy idący za przewodem gwiazdy betlejemskiej. Lecz w tym samym czasie świat zdawał się pochłonięty zupełnie innymi sprawami. Powszechny spis ludności, pieniądze, władza, pęd codziennego życia. Nawet pośród tych, co uwierzyli, że czas się wypełnił, był również król Herod i jego siepacze, gotowi mordować, zabijać, posłuszni rozkazom króla, lecz nieposłuszni Bogu.
Słowem, ma się czasem wrażenie, że jak powiada Kohelet, ?to, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie.?
Czy więc w tym roku, i nas czekała będzie powtórka z historii? Czy przyjdzie nam zapłacić dosłownie i w przenośni za zbyt krótką pamięć, za nadzieję składaną nie w Bogu, lecz ludziach chcących niczym Bóg decydować o tym, co dobre, a co złe, o życiu i śmierci, o prawdzie i kłamstwie metodami znanymi zwłaszcza starszym z tak nieodległych czasów?
Dziś Pismo św. stawia nam przed oczy Tę, którą nazywamy Bożą Rodzicielką ? Matką Syna Pana Najwyższego, któremu przepowiedziano tron jego praojca Dawida. Tę, której Bóg powierzoną w dłonie nadzieję dla świata.
?Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu.?
Dziś pewnie też spoglądając na nasze trudne sprawy rozważa w swym matczynym sercu, co począć z nami, wiarołomnymi dziećmi.
Tyle już składaliśmy niespełnionych obietnic, tyle razy wzruszeni chcieliśmy się uciekać pod jej matczyną opiekę. Ona nas nie zawodziła nigdy, zawsze była nam matką, a gdy udawało nam się jak we wspomnianym filmie odzyskać nadzieję, być wyniesionymi z opresji, z samego środka walki w jej matczynych ramionach, zapominaliśmy o niej, o cudach, które nam wypraszała i rozpętywali na nowo istne piekło na ziemi.
Dlatego dziś byłoby czymś zuchwałym popierać bluźnierców i wzywać Jej imienia, byłoby kpiną z Boga wynosić do zaszczytów publicznych grzeszników i wmawiać sobie, żeśmy królestwem Maryi, więc ona ?nie dozwoli upaść żadnej klęsce?.
Jak mawiają ludzie, będziemy mieli to, na co zasłużyliśmy. Kto sieje wiatr, zbiera burze, kto lubuje się w ludziach poniewierających znak Chrystusowej męki, sam przez nich sponiewierany będzie.
Uczył nas wszakże bł. Jan Paweł II, że zanik wrażliwości na Boga i jego prawo, zamienia się zawsze w brak wrażliwości na drugiego człowieka, zwłaszcza potrzebującego. Przypominał i przestrzegał nas, że polityka bez wartości zawsze zamienia się w tyranię.
Dlatego dziś, gdy może się okazać, że jest już za późno by upomnieć się o sprawiedliwe prawa w ojczyźnie przypominającej supermarket w czasie poświątecznych wyprzedaży, spróbujmy podjąć tę nierówną walkę w miejscu, w którym nie możemy przegrać ? w naszych sercach. Jeśli nawet okaże się, że już nigdy nie doczekamy się szacunku, ze strony dzieci i że w naszych świątyniach z każdym miesiącem będzie przybywało pustych miejsc oraz wiernych w coraz bardziej podeszłym wieku niczym bohaterowie znani nam z historii zbierzmy resztki sił, by przypieczętować ofiarę naszego zmagania i raz jeszcze rzucić na szalę życia to, co najcenniejsze w duchowej walce o to, co nam najdroższe. Bóg jeden wie, co przyniesie przyszłość, i czy jest już zbyt późno na to, aby mieć nadzieję.
Zanim jednak stanie się to, co się musi stać, pamiętajmy, że ostatnią twierdzą ludzkiej godności, ostatnim bastionem naszego człowieczeństwa jest nasze serce. Dopiero ludzie o czystych sercach i szlachetnych duszach tworzą kochające się rodziny. Rodziny zaś budują przyszłość Kościoła i Ojczyzny. Innej drogi nie ma i nie będzie. Na końcu innych dróg jest nicość i pustka.
Wykorzystajmy więc ten najbliższy czas, ten rozpoczęty rok, aby umocnić w nas to, co ludzkie, co Boże i co święte. Starajmy się na ile to możliwe chronić dzieci od zgubnych wpływów pornografii, rozwiązłości i wszelkiej nieczystości. Każdy, komu nie jest obojętny los jego dzieci, niech uczyni własną rodzinę twierdzą trzeźwości i domem modlitwy. Jedynym zaś i obowiązującym prawem niech stanie się jak kiedyś dziesięcioro przykazań. Jeśli to ocalimy, ocalimy swe dusze.