Schabowy z frytkami i sałatką

Schnitzel mit Pommes
Fot. ? BeTa-Artworks – Fotolia.com

Proszę Państwa, podano do stołu!

Serwujemy dziś schabowego z frytkami i sałatką. Jeśli ktoś jest zaskoczony tym początkiem wpisu, śpieszę wyjaśnić, że póki co, nie zamierzam otwierać działu kulinarnego na moim blogu, a z robieniem kolejnych Mc Mirków moi młodzi przyjaciele muszą niechybnie zaczekać do kolejnego roku, wszak powiało chłodem, a w górach pojawił się pierwszy śnieg. Chciałem jedynie upewnić się, że czytając ten wpis Szanowny Czytelniku nie będziesz krzyczał, że na talerzu leży zamordowane zwierzątko i zniszczone roślinki.

Skąd więc pomysł na tytuł zaczerpnięty z menu książki kucharskiej czy restauracji? Otóż różne lokalne czy międzynarodowe wydarzenia stają się coraz częściej okazją dla bombardowania nas różnymi ideologiami, akcjami lub wydarzaniami, które jak się im bliżej przyjrzeć, mają chyba jako jeden z celów przekonać jak największą liczbę ludzi, że człowiek jest największym pasożytem na świecie i każdy owad, roślinka czy zwierzątko jest po stokroć bardziej godne ochrony niż człowiek.

Zastanawiającym jest przecież, że bardzo często ci sami aktywiści, którzy protestują w obronie roślin, czy zwierząt, uaktywniają się także, w protestach popierających prawo do mordowania nienarodzonych dzieci, związki osób tej samej płci (ani to eko, ani logiczne) lub inne choroby cywilizacji.

Nie tak dawno temu obiegł internet pewien mem, w którym wyłaniające się zza roślin niemowlę z liściem na głowie przestraszone pyta: „a jeśli będę udawał, że jestem rzadką roślinką, czy wtedy pozwolisz mi żyć?” Nic dodać, nic ująć. Bóg podarował człowiekowi piękny świat. Niszczenie go jest prawdziwym barbarzyństwem, ale jeszcze większym barbarzyństwem, wręcz bluźnierstwem względem Stwórcy jest postrzeganie człowieka jako zło panoszące się na świecie, którego im mniej, tym lepiej.

Bóg rzekł do człowieka: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi”. I rzekł Bóg: „Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem. A dla wszelkiego zwierzęcia polnego i dla wszelkiego ptactwa w powietrzu, i dla wszystkiego, co się porusza po ziemi i ma w sobie pierwiastek życia, będzie pokarmem wszelka trawa zielona”. I stało się tak. A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre.”

Ateizm i ateiści

Haustiere ? Hund, Katze, Maus...
Fot. ? jogyx – Fotolia.com

Niedawno dały się zauważyć na ulicach polskich miast bilbordy reklamujące ateizm. Nieco wcześniej media doniosły, że w Irlandii w szkołach będą obowiązkowe lekcje … z ateizmu. Biorąc pod uwagę, że wiara, zwłaszcza chrześcijaństwo, to między innymi moralność i prawdy wiary, żeby nie pisać już o znienawidzonych przez ateistów strukturze religii i kulcie, warto zadać pytanie: jeśli nie dekalog to co? Idąc zaś dalej, jeśli nie miłość, posunięta, aż do miłości nieprzyjaciół, to jaka zasada życia i relacji międzyludzkich?

Oczywiście, już słyszałem wiele razy o nieskrępowanej niczym wolności i boskości człowieka. Tak jednak dziwnie się składa, że w wielu, bardzo wielu przypadkach wolność od Boga i proklamacja „róbta co chceta” kończą się nie sięganiem szczytów nieba, lecz  nieskrępowanym praktykowaniem rzeczy, które pieski na podwórku bez skrępowania potrafią robić.

Człowiek nie jako Bóg, ale jako umiłowane dziecko Boże, powołane do przekraczania samego siebie, szczęście, które nigdy nie przeminie, zamiast „dziury w ziemi, świat, jako doczesne poletko, uprawiając które budujemy sobie miejsce pośród rajskiego ogrodu.

Wybór należy do Ciebie…

„Prawo ojca”

Father and daughter at beach
Fot? BlueOrange Studio – Fotolia.com

„Nic nie rozumiesz! Zrobię wszystko, żeby ona zapomniała, ale nie zapomni. Może wybaczy, bo to ludzkie, ale nie zapomni… To też ludzkie. A ja nie wybaczę! Sk…y, którzy ją zdeptali, nie mają prawa żyć! Odbieram im to prawo!”

Mówi Marek Kondrat w filmie „Prawo ojca”, w słynnej scenie rozmowy z policjantem pilnującym w szpitalu jego filmowej, zgwałconej i pobitej do nieprzytomności córki, na co słyszy upomnienie „stróża prawa” – „nie jest pan sądem!”. Odpowiedź głównego bohatera filmu zamyka jednak wszelką dyskusję, „Ojcem jestem!” odpowiada krótko.

Sam film osadzony w realiach Polski lat dziewięćdziesiątych opowiada o byłym rajdowym kierowcy, aktualnie jeżdżącym ciężarówką, który samotnie utrzymuje, bo powiedzieć „wychowuje” to w tym przypadku zdecydowanie za dużo, córkę – Martę. Dorastająca nastolatka pod nieobecność ojca pada ofiarą kilku nowobogackich młokosów, którzy mając tzw. układy w policji, wymiarze sprawiedliwości i lokalnym półświatku porzucają pobitą do nieprzytomności i zgwałconą dziewczynę, w przekonaniu, że nie żyje. Kiedy okazuje się, że Marta przeżyła, akcja filmu przeradza się najpierw w dramatyczny pojedynek pomiędzy ojcem a oprychami, celem ratowania własnego dziecka, a następnie stawia dość bolesne pytanie o sprawiedliwość i prawa, jakie ma ojciec w obronie własnego dziecka.

Przyznam, że choć z zamiarem zamieszczenia tego wpisu nosiłem się od trzech tygodni, to dziś ostatecznie zmobilizował mnie artykuł Weroniki, jaki wczoraj otrzymałem celem umieszczenia w serwisie „Młodzieńczym okiem”.

„Mam tekst o miłości, wypracowanie z polskiego, ale nie wiem, czy będzie się nadawał do bloga” usłyszałem wczoraj po wieczornej mszy od Weroniki. „W każdym razie wyślę go księdzu”. Odbieram e maila, czytam i dochodzę do wniosku, że Weronika poruszyła w swoim wpisie nie wiem, czy w sposób zamierzony, ale zrobiła to niezwykle trafnie, nie tylko problem dorastania i miłości. Tak naprawdę tekst, który napisała opowiada od początku do końca o ojcostwie.

Jak przeżyć beztroskie dzieciństwo i cudowną młodość, bez szukania pocieszenia w ramionach przypadkowych chłopców? Jak nie zatracić się w życiu? Jak  w poszukiwaniu choćby cienia akceptacji, ustrzec się przed trafieniem, jak w paszczę lwa, w ręce dorosłych, złych ludzi o brudnych, zatwardziałych sercach? Innymi słowy jak być nastolatką, zwłaszcza w realiach, o których w końcowej scenie filmu „Prawo ojca” śpiewa Ryszard Rynkowski takimi słowami:

Kraj krzyży i chleba,
Kupisz tu prawo „na lewo”,
Bo tu już nic nie liczy się,
Kraj piekła i nieba,
Sprzedasz tu prawo „na lewo”,
Bo zło tu kpi z wiary Twej,

Widzisz Marto jak to jest,
Tu naszym strachem karmią się.
Dla nich prawo, dla nas słabość,
Nasz lęk, nasz strach jest siłą ich!
Znów nas zwiodą Ci na szczycie schodów,
Kto wie, kto wie, który raz?
Widzisz Marto jak to jest,
Tu zwykli ludzie boją się.

Kraj krzyży i chleba,
Kupisz tu prawo „na lewo”,
Bo tu już nikt nie broni Cię,
Kraj piekła i nieba,

Sprzedasz tu prawo „na lewo”,
Bo zło tu kpi z wiary Twej.
Widzisz Marto jak to jest,

Nie można nigdy poddać się,
Poddać się,

Poddać się,

Nie

 

Do poszukiwania odpowiedzi na te i inne pytania oraz dyskusji nad młodzieńczą miłością i rolą ojca w życiu nastolatek zapraszam aby

kliknąć tutaj, i przejść do wpisu Weroniki

Uwaga, uwaga! Nadchodzi!

Businessman multitasking
Fot ? alphaspirit – Fotolia.com

To było do przewidzenia. I tak było to tylko kwestią czasu. Z roku na rok sytuacja przecież narastała, wskazywała na tzw. kierunek rozwoju. Każdy, komu nieobce jest robienie zakupów w supermarketach pewnie się nawet do tego przyzwyczaił, że ledwo z wystaw znikną nagrobne znicze, lada chwila pojawiają się bożonarodzeniowe ozdoby, okolicznościowe słodycze, i tysiące gadżetów, stworzonych tylko po to, aby mogły się znaleźć pod choinką lub w worku świętego Mikołaja.

Dziś jednak odbierając e maila poczułem się zaskoczony. Może to dlatego, że XXXI niedziela zwykła przypadła dokładnie tuż po Uroczystości Wszystkich Świętych oraz po Wspomnieniu Wszystkich Wiernych Zmarłych. Jednak otrzymać serię reklam z choinką i światełkami na Bożonarodzeniowe Drzewko, następnego dnia po Zaduszkach wydaje się czymś z pogranicza tragikomedii.

Ja na prawdę rozumiem, że wszyscy chcą z czegoś żyć. Potrafię funkcjonować (przynajmniej tak mi się wydaje) w świecie, gdzie na każdym kroku, ktoś coś reklamuje, ale czy faktycznie doszliśmy już tak daleko, że od dziś będę już odbierał reklamy na Boże Narodzenie, a za kilka dni każdy supermarket w Lublinie i nie tylko będzie bombardował nas skądinąd pięknymi polskimi kolędami, robiąc z nich tylko rodzaj marketingowej dekoracji? Spłycając ich prawdziwe znaczenie i powodując niesmak i przesyt, kiedy powinny one tak na prawdę zabrzmieć z całą mocą zwiastując tę oczekiwaną od dawna wieść, że narodził się nam Zbawiciel?

Pamiętam jak u schyłku lat dziewięćdziesiątych kiedy rozpoczynałem posługę duszpasterską, coraz bardziej powszechne były spotkania opłatkowe w szkołach, zakładach pracy itp. Wielu zastanawiało się wtedy, czy „Wśród nocnej ciszy” śpiewane na kilka dni przed wigilią Bożego Narodzenia nie jest przesadą. Bo przecież wciąż adwent, czas oczekiwania, a to najważniejsze spotkanie ma być przy rodzinnym stole, potem zaś Pasterka, radosny poranek i święta.

Czasy jak widać się zmieniają, i jestem daleki od biadolenia z tego powodu, ale czasem chciałoby się tak zwyczajnie, po prostu powiedzieć: ludzie, wyluzujcie! Dajcie nam normalnie żyć, niech swój klimat i nastrój mają Wszyscy Święci, niech Archanioł Gabriel w spokoju zwiastuje, a pierwsza gwiazdka w Wigilijny Wieczór nie pomyli się z odbijającym się w szybie i dogasającym gdzieś w oddali nagrobnym zniczem…

Jutro nadejdzie koniec…

Apocalypse after war abstract skull and birds
Fot. ? udra11 – Fotolia.com

 Nie, nie mam żadnych „przecieków z Góry” na temat końca świata. O tym wie tylko Bóg i nikt inny. Tyle mówi Pismo św. Kilkanaście dni temu poprosiłem jednak moich młodych „redaktorów”, aby zrobili „mini sondę” w jednym z lubelskich gimnazjów, stawiając dwa pytania: „co byś zrobił, gdybyś wiedział, że jutro będzie koniec świata?” Najciekawsze odpowiedzi, jakie zarejestrowały dziewczyny na dyktafonie to: „Starałabym się uratować moich bliskich”, „Starała bym się spędzić ten dzień z moimi najbliższymi spełniając swoje marzenia i modląc się”, „przede wszystkim spędziła ten czas z przyjaciółmi i rodziną, spełniła swoje marzenia o ile to było możliwe, modliła się i chyba tyle..”, „poszłabym do kościoła, wyspowiadała się, potem bym zadzwoniła do wszystkich, których znam, lub napisała na Facebooku, pogodziła się z nimi, albo im „nawrzucała” – to zależy i upiła bym się (sic!)”.

Przyznam, że kilkanaście lat temu, pracując w innej szkole również prosiłem o zrobienie takiej sondy, więc i tym razem spodziewałem się podobnych wypowiedzi. Praktycznie jedyna większa różnica to ta, że wtedy nie było Facebooka. Modlitwa, pogodzenie się z bliskimi, spełnienie marzeń, czy różnego rodzaju „ucieczki typu alkohol”.

Czy na tyle zasługujemy? Czy gdyby nam dać wszystko o czym marzymy, bylibyśmy spełnieni? Gotowi odejść?

Ile razy staję nad grobem prowadząc pogrzeb, zastanawiam się, czy człowiek na tyle tylko zasługuje. Czy ta dziura w ziemi, to koniec marzeń o szczęściu i miłości? Czy pogoń całym naszym życiem za spełnieniem się, to iluzja, narkotyk, który funduje nam „odlot”, daje speeda do działania, po którym boleśnie budzimy się starzy, schorowani i pozbawieni nadziei, że cokolwiek będzie jeszcze lepiej…?

Dziś Dzień Zaduszny. Czas szczególnej modlitwy, za tych, którzy wciąż oczekują w czyśćcu na swoje spełnienie, bo przecież te miliony ogników rozświetlających cmentarze te chryzantemy, którymi zakwitły nagrobki, wreszcie każde wyszeptane „wieczny odpoczynek” nie mogą nas mylić. To jeszcze nie koniec!

„Dlaczego mnie do raju bram prowadzisz drogą taką krętą?”

ant Sisyphus rolls stone uphill on mountain, concept
Fot. ? Antrey – Fotolia.com

„Dlaczego mnie do raju bram prowadzisz drogą taką krętą i ciągle mnie doświadczasz tak, jak gdybyś chciał uczynić świętą. Ja się nie skarżę na swój los, pokorna jestem jak baranek i tylko mam nadzieję, że przecież wiesz co robisz Panie.” Pyta Edyta Geppert w piosence „Zamiast”.

To jedna chyba nie do końca to samo, co słynna scena z niezapomnianej kreskówki „Mrówka Z.” Pamiętacie? Biedna „Mrówka Zet” stoi sfrustrowana i mówi do swojego psychoanalityka: „Ja mam wrażenie, że ja się tu w ogóle nie liczę”. Po czym analityk zadowolony z wyznania pacjentki konkluduje: „Brawo Zet! Dokonałaś przełomu! Ty się tu na prawdę w ogóle nie liczysz…”

Niestety świętość na codzień bardziej kojarzona jest przez wielu z wyznaniem Mrówki Z. niż z piosenką Edyty Geppert.

Świętość dla niektórych, to miejsce w anielskich chórach, co dla ludzi nie będących melomanami bardziej może kojarzyć się piekielnymi torturami, niż niebiańskim zachwytem.

Innym błędnym skojarzeniem świętości jest mowa zastygłych figur, niezmiennych od wieków stojących zawsze w tym samym miejscu na największych nekropoliach tego świata.

Czym więc jest świętość? Jak jest w niebie? Biblia mówi, że nie sposób tego opisać. Moim uczniom, daję zawsze jednak tę samą radę, kiedy chcą poczuć smak nieba. Proszę, aby na chwilę zamknęli oczy i przypomnieli sobie najszczęśliwszy moment swojego życia. Po czym by spróbowali wyobrazić sobie, że to tylko migawka, maleńki trailer tego, co będzie w niebie, swoista pocztówka z pozdrowieniami od Stwórcy, który mówi: „Nie łam się. Jestem i pamiętam o Tobie. Kiedyś będziemy już na zawsze razem”.

Czy to nie piękne, że niebo to nie miejscówka chórze ani też zaproszenie na „bal wszystkich świętych”, ale to szczęście skrojone dokładnie na naszą miarę, jak najprzedniejszy garnitur, jak olśniewająca suknia, niepowtarzalna kreacja, przygotowana na najważniejszy moment naszego życia – na wieczne „teraz”, którego nikt nam nie odbierze?

Stąd też tym, którzy nie wyobrażają sobie lepszego miejsca na wieczność, niż to, które mają na ziemi, tym, którzy boją się, że Bóg nie trafi w ich gusta, oraz tym, dla których każdy nowy dzień wiąże się z pytaniem: ile jeszcze wytrzymam, chciałbym korzystając z tego bloga powiedzieć słowami tej samej piosenki „Zamiast”:

To życie minie jak zły sen
Jak tragifarsa, komediodramat
A gdy się zbudzę, westchnę – cóż
To wszystko było chyba… zamiast
Lecz póki co w zamęcie trwam
Liczę na palcach lata szare
I tylko czasem przemknie myśl
Przecież nie jestem tu za karę.

Dziś czuję się, jak mrówka gdy 
Czyjś but tratuje jej mrowisko 
Czemu mi dałeś wiarę w cud 
A potem odebrałeś wszystko. 
Ja się nie skarżę na swój los 
Choć wiem, jak będzie jutro rano 
Tyle powiedzieć chciałam ci 
Zamiast… pacierza na dobranoc

 

Holy wins!

Praise The Lord
Fot. ? gracel21 – Fotolia.com

„Coś ty taki święty? Myślałby ktoś, że jesteś taka święta? Świętoszek się znalazł…” Jednym słowem obiegowe opinie na temat świętości nie są zachęcające. Stąd, tam gdzie upada kult prawdziwego ideału, pustka zostaje zastąpiona wykreowanymi na tę okoliczność nimfami czy lalusiami, którym manager dyktuje nawet sposób pomachania do kamery.

W roku ubiegłym finalizując przygotowanie do bierzmowania prosiłem, aby młodzież szukając sobie patrona, którego imię chce obrać, zasugerowała się nie tylko egzotyką bądź melodyjnością brzmienia imienia patrona, lecz przede wszystkim przykładem jego życia. Bo święty, to przecież gigant ducha. To pozytywny bohater, który pozostał wierny temu, w co wierzył, mimo pokus i niejednokrotnie prześladowań.

W odkrywaniu roli i znaczenia świętych niezapomniana była tutaj pielgrzymka do Rzymu, i nasz swoisty „szlak świętych”. Święci Apostołowie Piotr i Paweł – giganci i filary Kościoła, którzy mieli swoje wzloty i upadki, a przede wszystkim mieli swój moment nawrócenia.

Święta Cecylia – kilkunastoletnia dziewczynka, której piękno sprawiało, że nawet sędzia i kaci błagali ją, aby porzuciła wiarę w Chrystusa i ocaliła swoje życie. Dziś odwiedzającym katakumby św. Kaliksta ukazuje się rzeźba młodego dziewczęcia z twarzą pochyloną ku ziemi. Na szyi widoczny znak cięcia mieczem. Po kilku dniach męczarni postanowiono ją w ten sposób dobić… Złożona w grobie, jeszcze żywa, nie mogąc wyznać wiary w Boga Jedynego słowem, złożyła swoje palce w znak ukazujący wiarę w Jednego Boga w Trzech osobach.

Święta Agnieszka – dwunastoletnia dziewczynka, która skazana na śmierć, miała zostać wcześniej zhańbiona, jako że prawo rzymskie zabraniało karania śmiercią dziewic. Zaprowadzona do domu rozpusty, obroniła swoją godność i czystość. Złożona na stosie i dobita poprzez ścięcie głowy.

Dlatego też budzi nadzieję inicjatywa, zataczająca coraz szersze kręgi, organizowania dla dzieci i młodzieży imprez o określanych jako „Holy wins” – święty zwycięża! Nie chodzi tu jedynie o konkurencję względem rodzimych adaptacji pogańsko – satanistycznego Hallowen, ale także, a może przede wszystkim o ukazanie prawdy o świętości. Święty, to przecież nie śpiewający laluś, dziś uwielbiany przez nastolatki, które jutro będą wstydzić się każdego za nim westchnienia, ani też nie biedna dziewczynka oślepiana światłem fleszy, zanim zdążyła jeszcze dorosnąć i zrozumieć, brutalne zasady show biznesu.

Święty, to ktoś, kto nawet pokonany zwyciężył i zwycięża do dziś w sercach ludzi, szukających prawdziwego sensu życia.

Porozmawiaj ze mną

Interview
Fot. Fot. ? zmijak – Fotolia.com

Przedział kolejowy. Siedzą sam na sam nieśmiały młodzieniec i jeszcze bardziej nieśmiała białogłowa. Młodzieniec próbuje zagadywać: „Ma pani piękne włosy.” W odpowiedzi słyszy jedynie: „uhu”. Nie zrażając się kontynuuje „podryw”. „Ale ma pani ładne oczy”. Znowu słyszy tylko „uhu”. Tym razem więc nieco bardziej prowokacyjnie mówi: „Jakie ma pani ładne zęby”. Tym razem białogłowa przełamuje wstyd i pyta:”wsyskie tsy?” Oto prawdziwa oszczędność w wypowiadaniu słów. Gdyby nie dała się sprowokować, pewnie ów uroczy dialog byłby dalej kontynuowany.

Środa, spotkanie Zarządu Opoki jak co tydzień. Nowe projekty, wiele pomysłów i galopujący czas, którego wszyscy ciągle mamy za mało. Powrót z Warszawy, również, jak co tydzień. Tyle, że droga zakorkowana sporo przed Kołbielą. Dzięki temu przeżywam prawdziwą lekcję, którą zafundowałem sobie pięć lat temu, kupując CB radio. Ten, kto został „mobilkiem” montując w swoim samochodzie to cudowne urządzenie, wie, jak wiele można się z niego dowiedzieć. Wie również, że po dziesięciu minutach stania w jakimkolwiek korku, ludzie zwyczajnie zaczynają „wychodzić z siebie”. Nie dziwi już więc beczenie jednego, którego gdyby nie ludzki wygląd można by z czystym sumieniem uznać za barana. Można, choć z trudem przywyknąć do „transmitowania na kanele 19 CB” ciężkostrawnych fragmentów czegoś, co niektórzy nazywają muzyką. Bardziej dziwić się można „karmieniu trolla”, przez święcie oburzone takim zachowaniem „mobilki”, które nie mogąc dostać w swe wychowawcze ręce takich radioamatorów, nie zważając na kryzys, rzucają na prawo i lewo „mięsem”, odmieniając przez wszystkie przypadki owe trzy rzeczowniki i jeden czasownik.

Wreszcie mijam Kołbiel, docieram na miejsce i ochłonąwszy co nieco po dłuższej niż zwykle podróży siadam „za sterami” mojego wysłużonego acera. Sprawdzam, co mądrego ludzie napisali. Poczta pełna reklam, a Fb jak zwykle karmi mnie „zaproszeniami do gier”, oraz wystawiającymi na próbę ową świętą cierpliwość profilami „milusińskich” na których znów pojawia się ta sama „mantra”. Daj mi „lajka” jak popierasz, „daj komentarz, jak jesteś przeciw”. Tudzież: Pytać, bo się nudzę: „ASK”. Gdzieniegdzie trafia się udostępnienie bardziej „pikantnych kawałków” lub zabawa w literki. Miary zniechęcenia dopełnia „Test przyjaźni”, który już znam na pamięć. „Leżę w szpitalu i umieram. Kto mnie odwiedzi, bo chcę wiedzieć, czy mam prawdziwych przyjaciół”… Tak jakoś to leciało.

Cóż, wygląda to na wersję komunikacji interpersonalnej na poziomie „beczenia” do CB Radia, tyle że w wydaniu dzieci.

Ale dość! Gdzieś w pamięci odgrzebuję słowa znanej mi piosenki Perfectu: „Smutne jak trzymany w cyrku wilk
W szponach strachu klucząc wciąż
Usiłują żyć
Księżycowe dzieci
Co na dworcach śpią
Księżycowe dzieci
Które kuszą los
Księżycowe ludzie
Folklor wielkich miast
Księżycowi ludzie
Jak przybysze z gwiazd
Księżycowe dzieci
Które zdradził świat
Księżycowi ludzie
Żyją obok nas
Księżycowe dzieci
Których nie chce nikt
Coraz więcej ich…”

Co sprawia, że nasz dorosły świat „produkuje coraz więcej „księżycowych dzieci?” Nuda, czy samotność? Nie umiem powiedzieć, ale po całym męczącym dniu, w głowie gdzieś kołaczą się słowa Pana Jezusa: „Powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony”.

Bądźmy rozważni w doborze używanych słów. Wszak one kształtują rzeczywistość, a dzieci uczą się mowy od dorosłych, i chyba dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby w naszych rodzinach i szkołach żyły „niebiańskie”, a nie „księżycowe” dzieci.

Beznadzieja

beauty girl cry
Fot. ? Chepko Danil – Fotolia.com

Stara indiańska anegdota mówi, że onegdaj nijaki Winnetou został schwytany przez wrogie plemię. Ci przywiązali go do drzewa, i udali się na naradę, co zrobić z takim jeńcem. W tym czasie Winnetou słyszy jakiś głos, który mówi do niego: „Winnetou, masz przechlapane”. Ten zaś niezbyt zaskoczony tym stwierdzeniem odpowiada krótko: „Przecież wiem”. Wtem głos, nie przedstawiając się ani nie wtajemniczając biednego Indianina mówi: „Winnetou, zaraz cię uwolnię, a ty pod drzewem znajdziesz tomahawka. Weź go i zabij wodza tego plemienia. Winnetou bez namysłu skoro został tylko uwolniony, bierze tomahawka i biegnie w kierunku wodza odbywającego naradę. Rzuca się na niego, zabija go i …zostaje ponownie schwytany. Przywiązany na nowo do drzewa, oczekuje na werdykt nieźle rozzłoszczonego takim rozwojem wypadków plemienia i znów słyszy głos: „Winnetou?!”. Poważnie przerażony z nadzieją pyta: „taaak?” i słyszy w odpowiedzi: „teraz to dopiero masz przechlapane…”.

Owszem bywają w naszym życiu sytuacje, gdy wydaje nam się, że już nic gorszego nie mogło się zdarzyć. W dzieciństwie było to przeoczenie „Teleranka”, utrata czołgu przez załogę „Czterech pancernych i psa” czy złamanie się ołówka podczas szkicowania wymarzonego indiańskiego namiotu. Z czasem problemów ludziom przybywa i wydaje im się, że niezdany egzamin, pięć punktów karnych i trzy stówki mandatu za „wyścigi z nieoznakowanym radiowozem”, tudzież kończący się zasiłek dla bezrobotnych są szczytem nieszczęścia, jakie się mogło wydarzyć i sytuacją, z którą raczej skakać do Bystrzycy, niż mieć nadzieję na jej rozwiązanie.

Te jednak i inne problemy bledną, gdy kończy się „gwarancja na zdrowie”, kiedy na uroczystość Wszystkich Świętych trzeba kupić jednego znicza więcej, czy też kiedy samotność zdaje się być coraz częstszym niechcianym towarzyszem z którym człowiek spędza najwięcej czasu.

Owszem strach ma wielkie oczy i kategorie sytuacji określanych jako beznadziejne zmieniają się wraz z wiekiem. Aż strach pomyśleć, jak Pan Bóg musi nad nami kiwać głową z politowaniem, kiedy widzi, że nasze nawet najbardziej beznadziejne życiowe sytuacje są wciąż na poziomie złamanego ołówka, patrząc z perspektywy wieczności. Strach lubi pukać do naszych drzwi, kiedy jednak otwiera mu odwaga, okazuje się, że nikogo tam nie ma.

Dziś św. Judy Tadeusza – patrona spraw beznadziejnych. Domyślam się jednak, że ów święty, mógłby się wykazać całkiem pokaźną liczbą spraw „niezałatwialnych”, które byłby pomógł załatwić. Jak to możliwe?

Być może jego recepta na rozwiązanie takich problemów, wcale nie leży w ciągłym przekonywaniu Pana Boga do zmiany Jego wcześniejszej decyzji, lecz do przekonania nas, abyśmy szeroko otwarli oczy i zobaczyli, że świat ani się od nas nie zaczął ani się na nas nie kończy. Kiedy już w ten sposób ów cudowny patron pomoże nam pozbyć się pychy, która wmawia nam, że my i tylko my możemy coś sami z siebie osiągnąć, z wiarą i ufnością ugniemy własne kolana, aby porozmawiać z Tym, który ma rozwiązanie wszelkich możliwych problemów. Raz pokaże nam drogę, której wcześniej pycha nie pozwoliła nam dostrzec, innym razem pomoże nam zrozumieć, że największa nawet tragedia na tym świecie, nie przewyższa problemów przedszkolaka, gdy weźmie się pod uwagę ten drugi, cudowny świat i rzeczy, które tam na nas czekają.

św. Judo Tadeuszu, patronie dnia dzisiejszego – dzięki Ci, że jesteś!