Pewien artysta, chcąc oddać specyfikę pontyfikatu św. Jana Pawła II namalował obraz, na którym przedstawił Świętego Papieża dźwigającego duży ciężki, krzyż ulicami wielkiego miasta. Po obu stronach ulicy Papieża witają i pozdrawiają wiwatujące tłumy, ludzie biją brawo, zachwycają się tą niezwykłą chwilą, ale Papież zmierza dalej, samotnie niosąc ów ciężki krzyż. Nikt z uczestników tej niezwykłej wędrówki, nie próbuje nawet podejść i pomóc w dźwiganiu tego przytłaczającego ciężaru.
Kiedy wspominamy życie i posługę Papieża Polaka, przed naszymi oczami staje św. Jan Paweł II, który już na początku swojego pontyfikatu oswoił nas z widokiem krzyża, zarówno tego, z nabożeństwa drogi krzyżowej w rzymskim Koloseum jak i krzyża, który dźwigał on w swoim życiu.
Dla niego, który tak bardzo ukochał pracę z młodzieżą, który tak bardzo związany był z ukochanym Krakowem, przyjęcie decyzji Konklawe w 1978 roku było już krzyżem wyrzeczenia i poświęcenia. Nie jesteśmy sobie nawet w stanie wyobrazić, co czuje tak aktywny człowiek, kiedy musi w ciągu chwili podjąć decyzję, czy weźmie na swoje barki krzyż służenia Kościołowi powszechnemu, jako Biskup Rzymu. Konieczność opuszczenia swojej ojczyzny i rodzinnych stron. Wejście w sztywne ramy protokołu dyplomatycznego i postawienie się w roli Pielgrzyma Pokoju, przemierzającego podzielony świat na wrogie sobie obozy polityczne na Wschód i Zachód, ale podzielony także barierami ekonomicznymi na bogatą Północ i biedne Południe. Ten krzyż miał od tej pory dźwigać przez cały czas pontyfikatu, aż do chwili, kiedy pod ciężarem choroby i słabości ciała odchodził od okna Pałacu Apostolskiego nie mogąc wypowiedzieć słów błogosławieństwa Urbi et Orbi ? Miastu i Światu
Do krzyża przyjętego z woli Bożej wyrażonej głosami Konklawe doszedł wkrótce ciężar krzyża odpowiedzialności za słowa kierowane do rodaków, za losy budzącej się do wolności Ojczyzny. ?Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi ? tej ziemi.? Ileż nadziei wlały w nasze serca te słowa?! Jaką radość musiały wzbudzić w sercu Papieża Polaka? Nie dowiemy się już chyba nigdy, może dopiero po tej drugiej stronie życia, czy kiedy przygotowywał teksty homilii i przemówień na swoją pierwszą Apostolską podróż do Ojczyzny, miał przed oczyma to, co stanie się najpierw rok, a następnie dwa i pół roku później. ?Pokój Tobie Polsko ? Ojczyzno moja?. To przesłanie drugiej pielgrzymki, do Ojczyzny, która boleśnie uczyła się, co znaczy, kiedy władza z obcego nadania wypowiada wojnę swojemu narodowi. Czyż nie było ogromnym ciężarem, patrzeć jak marnowało rozbudzone dzięki jego pielgrzymce, kazaniom i osobistemu świadectwu wiary nadzieje milionów rodaków? Na kogo mógł liczyć wówczas, kiedy zdawało się, że nadzieja na lepsze jutro została właśnie pogrzebana na długie lata? Jak miał wyważyć słowa, aby naród wsłuchujący się w jego naukę i przesłanie nie zapłacił po jego wyjeździe jeszcze większej ceny, za swój brutalnie przerwany sen o wolności?
On wiedział jednak doskonale, kto jest jego ?Cyrenejczykiem?, kto od śmierci jego rodzonej matki jest mu wsparciem, orędowniczką i Matką. Dlatego w tamtych szczególnie trudnych dniach, wołał ku przerażeniu ateistycznej władzy, przemawiając do młodzieży na Jasnej Górze: ?Tutaj zawsze byliśmy wolni. (…) Tutaj też nauczyliśmy się tej podstawowej prawdy o wolności narodu: naród ginie, gdy znieprawia swojego ducha, naród rośnie, gdy duch jego coraz bardziej się oczyszcza, i tego żadne siły zewnętrzne nie zdołają zniszczyć?
?Może czasem zazdrościmy Francuzom, Niemcom czy Amerykanom, że ich imię nie jest związane z takim kosztem historii. Że tak łatwo są wolni. Podczas gdy nasza polska wolność tak dużo kosztuje. (…) Nie pragnijmy takiej Polski, która by nas nic nie kosztowała?
Wówczas wszystko stało się jasne. Podejmując ów krzyż, wiedział, komu zaufał całym swoim życiem, do kogo wypowiedział słowa, jakie umieścił w swoim papieskim herbie ? ?Totus Tuus?, cały Twój Maryjo.
Przyjąwszy na swe ramiona krzyż przewidziany dla niego przez Pana, dźwigał go i uczył dźwigać wszystkich, do których szedł, zwłaszcza ludzi młodych. Czy tam, na Jasnej Górze, która była oazą wolności dla milionów Polaków miał się cofnąć i zapomnieć o słowach wypowiedzianych zaledwie trzy lata wcześniej również do młodzieży? ?Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje ?Westerplatte?. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można ?zdezerterować?. Wreszcie ? jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba ?utrzymać? i ?obronić?, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić ? dla siebie i dla innych. Biskup Kozal, męczennik z Dachau, powiedział: ?Od przegranej orężnej bardziej przeraża upadek ducha u ludzi. Wątpiący staje się mimo woli sojusznikiem wroga??
Tym wartościom pozostał wierny do samego końca. Wszystkim, bez względu na to, po której stali stronie politycznej barykady przed 1989 rokiem, a którym wydawało się, że słowa otuchy i pociechy kierowane do narodu były jedynie na przekór komunistycznej władzy już wkrótce Papież przypomniał, że to, czego naucza, to głębokie prawdy wiary, nie zaś doraźny manifest polityczny.
Już po przełomie 1989 roku, kiedy przyjechał, aby razem z nami dziękować Bogu za odzyskaną wolność, wołał, ku zaskoczeniu i złości nowych już, liberalnych władz: ?”Czcij ojca i matkę” – powiada czwarte przykazanie Boże. Ale żeby dzieci mogły czcić swoich rodziców, muszą być uważane i przyjmowane jako dar Boga. Tak, każde dziecko jest darem Boga. Dar to trudny niekiedy do przyjęcia, ale zawsze dar bezcenny. Trzeba najpierw zmienić stosunek do dziecka poczętego. Nawet jeśli pojawiło się ono nieoczekiwanie – mówi się tak: „nieoczekiwanie” – nigdy nie jest intruzem ani agresorem. Jest ludzką osobą, zatem ma prawo do tego, aby rodzice nie skąpili mu daru z samych siebie, choćby wymagało to od nich szczególnego poświęcenia. Świat zmieniłby się w koszmar, gdyby małżonkowie znajdujący się w trudnościach materialnych widzieli w swoim poczętym dziecku tylko ciężar i zagrożenie dla swojej stabilizacji; gdyby z kolei małżonkowie dobrze sytuowani widzieli w dziecku niepotrzebny, a kosztowny dodatek życiowy. Znaczyłoby to bowiem, że miłość już się nie liczy w ludzkim życiu. Znaczyłoby to, że zupełnie zapomniana została wielka godność człowieka, jego prawdziwe powołanie i jego ostateczne przeznaczenie. Podstawą prawdziwej miłości do dziecka jest autentyczna miłość między małżonkami, zaś podstawą miłości zarówno małżeńskiej, jak i rodzicielskiej jest oparcie w Bogu, właśnie to Boże ojcostwo. (…) Chciałbym tu zapytać tych wszystkich, którzy za tę moralność małżeńską, rodzinną mają odpowiedzialność: czy wolno lekkomyślnie narażać polskie rodziny na dalsze zniszczenie?
Nie można tutaj mówić o wolności człowieka, bo to jest wolność, która zniewala. Tak, trzeba wychowania do wolności, trzeba dojrzałej wolności. Tylko na takiej może się opierać społeczeństwo, naród, wszystkie dziedziny jego życia, ale nie można stwarzać fikcji wolności, która rzekomo człowieka wyzwala, a właściwie go zniewala i znieprawia. Z tego trzeba zrobić rachunek sumienia u progu III Rzeczypospolitej! „Oto matka moja i moi bracia”. Może dlatego mówię tak, jak mówię, ponieważ to jest moja matka, ta ziemia! To jest moja matka, ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć! Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować. Zbyt długo niszczono! Trzeba intensywnie odbudowywać! Nie można dalej lekkomyślnie niszczyć!?
Dziś, kiedy przygotowujemy się do uroczystości odpustowych ku czci świętego Jana Pawła II, gdy w czasie tej najświętszej Eucharystii towarzyszą nam kapłani z roku Księdza Proboszcza, modląc się za swoich zmarłych kolegów kapłanów, nie wolno nam nie postawić sobie pytania: ?Czy dziś, ów krzyż dźwigany przez lata pontyfikatu św. Jana Pawła II będzie poniesiony dalej? Czy jego troska o Kościół, młodzież, troską o naszą Ojczyznę pozostanie wspólną troską duchownych i świeckich? Kapłanów żyjących w celibacie i małżonków biorących na swoje barki krzyż przekazywania życia i wychowywania dzieci?
Parafrazując św. Augustyna, chcę powiedzieć: ?dla was jesteśmy kapłanami, ale z wami jesteśmy chrześcijanami?. Potrzebujemy waszego wsparcia i modlitwy, tak samo jak wy potrzebujecie naszej modlitwy, odważnego głoszenia Ewangelii i z miłością sprawowanych sakramentów. Ośmielamy się prosić, abyśmy wspólnie stanęli dziś do obrony naszego dziejowego Westerplatte, jakimi jest świętość życia, małżeństwa i rodziny, jakim jest obecność Boga w naszych sercach i przestrzeni publicznej.
Wszyscy kiedyś staniemy przed Chrystusem i spojrzymy na krzyże dźwigane przez świętych Pańskich i błogosławionych. Krzyże, które stały się dla nich kluczami otwierającymi bramy raju, a dla nas znakami zbawienia niosącymi przesłanie, że żadna ofiara poniesiona w Imię Boga nie idzie na marne, i choćby w ludzkim rozumieniu oznaczała klęskę, w życiu wiecznym, które obiecuje nam Bóg, już tu i teraz staje się zadatkiem imponującego zwycięstwa.