Wszystkie wpisy, których autorem jest ks. Mirosław Matuszny

Temat zastępczy

Fot. ? gmmurrali - Fotolia.com
Fot. ? gmmurrali – Fotolia.com

Komu z nas nie zdarzyło się za szkolnych czasów „podpuścić nauczyciela”? Najczęściej, kiedy miała być kartkówka, dłuższe odpytywanie, czy zwyczajnie, jak pogoda bardziej usypiała, niż skłaniała do poznawania tajników wiedzy, lekceważonych często za naszych dziecinnych lat. Przecież każdy ma jakieś hobby, jakiegoś „konika”, gdzie zwyczajnie wystarczy rzucić temat i 3/4 lekcji już nie ma. Wówczas nikt z nas nawet nie pomyślał, że ten mechanizm może działać w dwie strony. Nauczyciel przychodzi rzuca temat pozornie nie mający nic wspólnego z lekcją i tak go moderuje, że klasa nie śpi, lecz nawet nie wiadomo kiedy aktywnie włącza się w realizowaną lekcję, a temat zapisany na koniec ujawnia prawdziwe zamiary nauczyciela.

Nie o szkole jednak mimo wszystko tym razem chciałem napisać. Posłużyłem się bliskim nam przykładem, aby zilustrować zjawisko, które w mediach i polityce nazywane jest „tematem zastępczym”. Otóż za czasów „słusznie minionych”, bywało, że na butelce z olejem naklejano etykietę z oranżady i tylko pieczątka przybita na środku informowała „olej roślinny – etykieta zastępcza”. Dziś tak na prawdę niewiele się zmieniło. Ulepszyły się techniki, zmieniły się środki przekazu, ale wciąż życie toczy się naprzód wg powiedzenia „my tu gadu gadu, a chłop śliwki rwie”.

Dlatego też, choć na oglądanie telewizji zwyczajnie nie mam czasu, to nawet śledząc ostatnimi dniami Internet, nie da się nie zauważyć medialnego pojedynku na newsy który pozwolę sobie roboczo zatytułować „Trynkiewicz vs Stoch”. O ile w czasie Igrzysk zrozumiała jest radość z sukcesów naszego świetnego „lotnika”, który z biało-czerwoną szachownicą i to bez samolotu podbija rosyjskie niebo, wgrywając nie tylko złoto, lecz także odegranie w Rosji Mazurka Dąbrowskiego, o tyle słysząc o najsłynniejszym polskim pedofilu i licząc czas, jaki poświęcają mu media i politycy, ma się wrażenie, że stanowi on dla Polski większe zagrożenie, niż dwucyfrowa liczba rosyjskich rakiet SS 26 Stone, rozmieszczonych w ostatnim czasie przy granicy Polski, zdolnych przenosić głowice nuklearne, w zasięgu których znajduje się cała Polska i część Niemiec, po Berlin włącznie.

Tymczasem, jak głosi mądrość ludowa, aby być dobrze poinformowanym, nie należy zbytnio przejmować się tym, co mówią w rządowych, „sorry, niezależnych mediach”, ale wysłuchawszy tego, o czym mówią zadać sobie pytanie, O CZYM W TYM CZASIE NIE MÓWIĄ, CHOĆ POWINNI.

Nie mówią zaś np., komu tak spieszyło się 25 lat temu ze zniesieniem kary śmierci, że zamienił ją WSZYSTKIM, skazanym na taki wyrok na karę 25 lat więzienia, nie czekając na wprowadzenie do Kodeksu Karnego kary bezwzględnego dożywocia. Nie mówią też, kto oprócz osławionego już Trynkiewicza skorzystał jeszcze na tych regulacjach, i lada chwila znajdzie się na wolności. Trudno też doszukiwać się odpowiedzi, kto uchwaloną naprędce ustawę mającą naprawić błąd sprzed 25 lat przetrzymał trzy tygodnie Prezydentowi, tak że nie mógł podpisać jej zaraz po uchwaleniu, i komu zależy od czasu do czasu, aby Polacy zajęli się dyskutowaniem o skądinąd prawdziwych tragediach jak ta z Sosnowca lub ofiary pedofilii i innych zbrodni nijakiego Trynkiewicza, na które i tak nie mogą już wpłynąć, a nie zabierali głosu w sprawach, które przy odpowiedniej determinacji społeczeństwa można by jeszcze powstrzymać… Z mediów zniknął też chwilowo bulwersujący zdrową część społeczeństwa temat wprowadzania do szkół, przedszkoli i gdzie tylko się da ideologii gender, której szerzenie w Polsce ma zagwarantować ratyfikowanie międzynarodowej konwencji, na którą rządzący już się zgodzili. No cóż, niech Polacy zastanawiają się jak uchronić dzieci przed pedofilem Trynkiewiczem, a nie przed pedofilami na Unijnych salonach, dającymi pieniądze na to, aby w każdym europejskim przedszkolu i szkole dzieci skupiły się nie na własnych zdolnościach i potencjale, lecz ciele, które traktowane ma być jedynie jako źródło przyjemności. Przecież tak wychowane dzieci i młodzież to nieograniczony zasób łatwych do zdobycia ofiar przez każdego pedofila z portfelem wypchanym euro i dolarami.

W każdym razie zapewne nie jest to też jedyny temat, którzy „zarządzający informacją” starają się skutecznie ukryć, podrzucając co raz nowe „tematy zastępcze”. Życzę natomiast owocnych przemyśleń i dochodzeniu do niecierpiących zwłoki spraw, na które jeszcze mamy wpływ i którym możemy zaradzić, a o których nie napiszą tzw. „niezależne media”.

„Skomplikowane związki”

Fot. ? lassedesignen - Fotolia.com
Fot. ? lassedesignen – Fotolia.com

Tym razem zupełnie mnie rozłożyło. Od dłuższego czasu zastanawiałem się, co to są tzw. „skomplikowane związki”, w jakie wstępują (nie, nie ani przed ołtarzem, ani wobec urzędnika USC) stali bywalcy Facebook’a. Kiedy jednak przed chwilą zobaczyłem dzieci z piątej klasy SP z takim statusem, nie wiedziałem, żeby użyć starego, znanego określenia, „śmiać się czy płakać”?

Zanim się jednak zdecydowałem, postanowiłem nieco w ten sobotni wieczór się dokształcić z owego praktycznego „gender studies” i korzystając z Internetu poszukać co ma oznaczać takie sformułowanie. Otóż kilku prostych czynnościach przy moim komputerze, w tym po „odsianiu” przez tzw. filtr rodzinny wyników wyszukiwania, trafiam na obrazek faceta tulącego się do konia, grupę „obejmujących się tu i ówdzie ludzi”, oraz obrazek, jakiś demotywator, który przykuł moją uwagę. Podpis pod zdjęciem brzmiał: „Jeśli twój związek jest na tyle skomplikowany, że czujesz potrzebę zaznaczenia tego na Facebooku, jedynym wyjściem jest wyłączenie Facebooka i zajęcie się ratowaniem go, zanim będzie za późno”. Ot współczesna mądrość ludowa.

Na tym w sumie można by zakończyć badanie złożoności owych skomplikowanych związków, gdyby nie fakt, że coraz mniej mówi się o tym, z czego tak na prawdę rodzą się trwałe relacje między ludźmi, nazywane związkami. Koleżeństwo, przyjaźń, znajomość… Powoli odeszły w niepamięć. Dziś Facebook powoli staje się Urzędem Stanu Cywilnego, konfesjonałem, kościołem, a zarazem sądem, oskarżycielem i obrońcą jednocześnie, ośrodkiem badania opinii społecznej. I to wszytko „bez zbędnych formalności”. Ot wystarczy ustawić status, dać lajka i niby sprawy nie było.

Kiedy jednak pracuje się z ludźmi, wszystko jedno, ze starszymi, dziećmi czy młodzieżą, zwykle wraca się z tą samą konkluzją. Chcemy mieć wszytko, byle by bez wysiłku, bez zaangażowania, bez jakichkolwiek zobowiązań. Bo nam się wszytko zwyczajnie należy. Tymczasem przyjaźń wymaga „oswojenia przyjaciela” jak pisze Saint Exupery w „Małym Księciu”. Wówczas człowiek dla swojego przyjaciela nie jest już „jednym ze stu tysięcy innych ludzi.” Lecz nawiązanie relacji przyjacielskich wymaga wysiłku i rodzi zobowiązanie. „Jest się odpowiedzialnym za to, co się oswoiło”. To właśnie z przyjaźni rodzi się później jej najdoskonalsza forma czyli miłość. Niestety „nie ma sklepów z przyjaciółmi”, i nic pod tym względem od czasów Małego Księcia się nie zmieniło, dlatego także dziś, ludzie stają się coraz bardziej samotni. Kiedy zaś umiera przyjaźń, coraz trudniej o prawdziwą, dozgonną miłość. Szczęśliwy ten, kto na czas zrozumie, że bez żadnego wysiłku i bez zobowiązania jedyne co na pewno można to zmarnować sobie życie. Aby jednak zbytnio nie „moralizować” w ten sobotni wieczór, zakończę ten post słowami znanej piosenki:

Ulice odbijają szary smutek nieba 
w sercu czuję chłód samotnej nocy 
zapach czarnej kawy 
filiżanki ciepło 
jak przystań gdy wokół
burzy się szaleństwo 

Zasłonięte okna 
cieniste podwórza 
tych cichych dramatów 
sceny nie zliczone 
gdy sił mi brak śnię 
o słonecznych czasach 
tak wspólnie z tobą spędzonych 

Trudno tak razem być nam ze sobą 
bez siebie nie jest lżej 
lecz trzeba nam 
trzeba dbać o tą miłość 
nie wolno stracić jej 
nam nie wolno stracić jej 

Bez łaski!

Fot. ? Antonio Gravante - Fotolia.com
Fot. ? Antonio Gravante – Fotolia.com

Co znaczy słowo łaska? Kiedy używamy popularnego skrótu „bez łaski”? Życie pokazuje, że stosujemy go dość często. Na ogół ludzie nie lubią, kiedy ktoś „robi im łaskę”. „Jak masz mi robić łaskę, to daruj sobie!” „Nie chcę twojej łaski!” Można by wręcz powiedzieć, niech pierwszy rzuci kamień, komu nie zdarzyło się użyć tych zwrotów? Kiedy tylko możemy sobie dać radę bez czyjejś „łaski” zdecydowanie wybieramy takie rozwiązanie.

Zastanawiające jest, że w tym samym czasie, kiedy mamy do czynienia z księdzem w kancelarii parafialnej, lubujemy się w używaniu sformułowania „co łaska”. Pisałem już kiedyś na tym blogu, że to zwrot wyjątkowo niefortunny, zaczerpnięty z zakonów żebraczych. Przecież odprawiając mszę, spowiadając, idąc do chorego, ucząc katechezy nikomu ŁASKI nie robię. Czemu więc tak wielu lubuje się wręcz w zaznaczaniu, że cokolwiek złożą na ofiarę, to jest z ich łaski? Zwrotem, który ma mocne chrześcijańskie uzasadnienie jest natomiast słowo „ofiara”. Ofiarujemy swoje życie Bogu. Ofiarujemy czas dla zbawienia dusz. Rodzic ofiaruje, poświęca, swoje najlepsze lata na wychowane dzieci. Wszytko  dlatego, że Bóg sam ofiarował nam Siebie i uczy nas samych siebie składać w ofierze.

Tutaj jednak dochodzimy do wątku jeszcze ciekawszego, którego nie poruszałem na blogu. Kościół, salka katechetyczna, szkolna klasa. Ile to w życiu sytuacji, gdzie ktoś przychodzi, mimo, że nie musi (Polska to ponoć jeszcze wolny kraj) i zachowuje się, jakby robił łaskę księdzu, katechetce, rodzicom. Ostentacyjne okazywanie braku zainteresowania, zajmowanie się wszystkim, tylko nie tym czego w aktualnej chwili się od nas wymaga, prowokuje raz po raz to samo pytanie. Takie samo, jakie Jezus postawił Judaszowi, gdy ten przyszedł go wydać: „Przyjacielu, po coś przyszedł?”. Zresztą który nauczyciel nie doświadczył czegoś podobnego?

Zresztą takich sytuacji nie brakuje też w dorosłym życiu. Ilu to spotykamy w życiu ludzi, niestety znajdują się pośród nich też duchowni, którzy faktycznie wypełniając swoje obowiązki zachowują się, jakby wszystkim wyświadczali łaskę?

Tymczasem łaską jesteśmy obdarowani z nieba. Tylko Bóg wyświadcza nam łaskę, dając nam miłość, na którą nie zasłużyliśmy. To on nas poucza, że jeden jest nasz Pan w niebie, a my wszyscy braćmi i siostrami jesteśmy. Stąd też, czy cokolwiek dobrego nie uczynilibyśmy drugiemu, możemy jeszcze nazywać łaską?

Granice wrażliwości

Fot. ? radub85 - Fotolia.com
Fot. ? radub85 – Fotolia.com

Temat nie nowy i zapewne wzbudzi wiele skrajnie różnych reakcji. Zresztą co raz da się słyszeć w mediach, zwłaszcza przy okazji wystaw poświęconych ochronie ludzkiego życia organizowanych przez Fundację „Pro”, protesty ludzi, którzy uznali, że dane zdjęcie, widowisko czy słowa zgorszyły bądź wywołały szkody na psychice dziecka. Nawet w szkołach, zdarza się nierzadko, że fragment filmu z wizerunkiem ukrzyżowanego Pana Jezusa zostaje odebrany przez kogoś z rodziców, jako zbyt drastyczny i skutkuje tzw. „nagłośnieniem sprawy”. Mówiąc o ukrzyżowaniu, śmierci, cierpieniu nie sposób zresztą przedstawić tych faktów jako sielanki, kiedy zwłaszcza męka Pańska była apogeum cierpienia, jakie może zadać człowiek. Nawet w czasie wizyty duszpasterskiej zdarzyło mi się spotkać ze sprzeciwem mamy, której dziecku dałem obrazek św. Cecylii i krótko powiedziałem, że została zamordowana za wiarę. „Bo jak ona teraz to dziecku wytłumaczy”.

Można by powiedzieć, że obrona wrażliwości dzieci poprzez chronienie ich przed widokiem agresji, przemocy czy seksualizacją jest czymś co należy zdecydowanie poprzeć i pochwalić. Tyle, że jak to zazwyczaj bywa diabeł tkwi w szczegółach. Jak świat światem owe szczegóły byłyby do pokonania z łatwością, gdyby bardziej i mniej wrażliwi rodzice faktycznie kierowali się dobrem dziecka, a nie traktowali takowej instrumentalnie, i to wówczas, gdy chodzi o religię.

Swojego czasu była dość głośna sprawa, w której chodziło z grubsza o to, że któraś katechetka ucząc dzieci przykazań i robiąc z nimi rachunek sumienia do pierwszej spowiedzi świętej, postawiła pytania dotyczące różnego rodzaju grzechów nieczystych, oczywiście na poziomie klasy II SP.

Dziś niestety doszliśmy do sytuacji, gdzie krążyły po Sieci wytyczne WHO (tak, tak, ta sama organizacja która nie uznaje już homoseksualizmu za chorobę) w których proponuje się uczenie dzieci samotniczego grzechu nieczystego, jako czegoś, co ma przynosić radość. Pytanie, czy seksualizacja dzieci nie sprawi największej radości pedofilom, ale to już temat na inną okazję.

Okazuje się bowiem wiele razy, że poruszanie tzw. delikatnych tematów, ukazywanie scen Pana Jezusa wiszącego na krzyżu, budzi sprzeciw u tych samych rodziców, którzy zupełnie nie kontrolują, co dziecko ogląda na youtube, w TV, czy do jakich materiałów ma dostęp choćby przez smartfona.

Problem zdaje się tym większy, że kategoryzacja znanymi nam już symbolami materiałów telewizyjnych i ich dostosowanie do kategorii wiekowej ulega coraz większej genderyzacji. Skoro nawet poprzez przedszkola próbuje się zatruć psychikę i wrażliwość dzieci, ukazując im zboczenie jako pełnoprawną normę, to czy w ogóle można jeszcze na takiej formie uprzedzania o scenach zawartych w TV polegać?

Najprościej byłoby polegać na własnej ocenie i budowaniu takiej relacji z dzieckiem, aby zarówno dziś, jak i w przyszłości ani przez „równościowe szkoły”, przedszkola czy inne instytucje, a zwłaszcza przez „szklany ekran” żadne gender nie zatruło umysłów i serc dzieci. Zaś co do granic wrażliwości dotyczącej śmierci i przemocy warto też chyba zadbać o to, aby pod pretekstem chronienia dzieci przed takowymi, nie wychować ludzi, tyleż niewinnych, co bezbronnych wobec brutalności świata…

Zapraszam do dyskusji, także na Forum.

Co byś powiedział, gdyby…?

Fot. ? matusciac - Fotolia.com
Fot. ? matusciac – Fotolia.com

Katecheza pośród moich licealistów jak zwykle dostarcza powodów do przemyśleń. Stąd powtarzając się po raz kolejny przytoczę twierdzenie, że katecheza w szkole ma wielkie znaczenie nie tylko dla uczniów, ale także dla katechetów. Nie tylko my uczymy dzieci i młodzież, ale uczymy się także od nich. Obserwujemy ich świat, próbujemy im i sobie odpowiedzieć na stawiane przez katechizowanych pytania. A oto kilka słów o jednym z nich.

Zadanie było dość niekonwencjonalne. Aby lepiej porozmawiać o tym, jak wypowiedziane przez Maryję „Tak” wpłynęło na  jej relacje z Józefem, otoczeniem i Panem Bogiem poprosiłem, aby uczniowie klas drugich Liceum spróbowali w ciągu pięciu minut, na lekcji, napisać wpis do pamiętnika, jaki mogłaby wg nich zrobić Maryja, gdyby prowadziła pamiętnik. Innymi słowy, co mogła czuć i o czym myśleć po zwiastowaniu.

Gdy już klasa zdążyła głośno wyrazić swoją dezaprobatę dla zadania, merytorycznie pierwsi odezwali się chłopcy. To może my spróbujemy się postawić w roli św. Józefa, i zrobimy taki wpis, wczuwając się w to, co myślał i robił św. Józef, gdy dowiedział się, że jego narzeczona jest w ciąży? „Niech piszą, żeby nie było, że my tu jakieś gender wprowadzamy…”, dodały z uśmiechem moje uczennice. Stwierdziłem, że w sumie to dobry pomysł. Niech piszą.

Sprawa nie była jednak taka prosta, bo już za chwilę i to w obu klasach panowie mają ten sam problem. „Ale, Proszę Księdza. Czy to ma być dzisiejszym językiem?”. Patrzą się na mnie i śmieją się w głos. Znam moich uczniów. Domyślam się, co im chodzi po głowie. „Panowie, ale św. Józef był prawym człowiekiem. Nie pomyśleliście, że być może nawet nie używał takich słów?!”, próbuję ratować sytuację. Słyszę jednak. „No co Ksiądz? Niech sobie ksiądz wyobrazi. Ma ksiądz narzeczoną, między wami nic nie było, a ona przychodzi, i mówi: „jestem w ciąży”. No co można innego powiedzieć w takiej sytuacji?”. Hm. W moim słowniku nie posługuję się nigdy wulgaryzmami. W tej jednak chwili patrzę na śmiejących się moich uczniów i chyba mimo pozornie śmiesznej sytuacji, zaczynam dostrzegać wagę problemu; i to bynajmniej nie chodzi już o samo zubożenie naszego codziennego słownictwa.

Problem idzie chyba nieco dalej i konkretyzuje się pytaniem, co to znaczy być mężczyzną w dzisiejszych czasach? Jak jest dziś postrzegana męskość? Czy w tym wizerunku mężczyzny, zwłaszcza w relacjach z kobietą, jest miejsce na wrażliwość, opanowanie, poskromienie emocji, nawet w sytuacjach, gdzie nie wszystko da się zrozumieć? Św. Józef też nie rozumiał, co ma znaczyć sytuacja, w której się znalazł. Po ludzku w tamtej chwili nie wyobraża sobie poślubienia kobiety, która nosi nie jego dziecko, ale z drugiej myśli, aby ocalić jej życie. Ona jest wciąż dla niego ważna i ją kocha. Tylko sytuacja przerasta go. Nie jest w stanie jej zrozumieć. I wówczas Pan Bóg przychodzi z pomocą. Ale dopiero wtedy, gdy on, w tamtej konkretnej sytuacji zrobił co mógł. Zdecydował chronić zwój honor, ale jednocześnie ocalić życie Maryi.

Co robi dzisiejszy mężczyzna, gdy przerasta go sytuacja? Gdy życie wymaga od niego zbyt wiele? Odpowiedzi jest tyle, ilu mężczyzn postawionych w takich lub tym podobnych sytuacjach. Dobrze jednak by było, aby budować wzór męskości na przykładzie św. Józefa, a nie obraz św. Józefa w oparciu o współczesny stereotyp męskości.

Przeczytaj także:

Przeklęte dzieci

Wielki mały świat

Fot. ? Halfpoint - Fotolia.com
Fot. ? Halfpoint – Fotolia.com

Ferie dobiegły końca.  Do wakacji pozostało już tylko 144 dni. Powrót do szkoły po dłuższej przerwie pozwala czasem na spojrzenie zarówno na swoją pracę jak i na otaczających nas ludzi z lekkiego dystansu, choć może bardziej właściwym słowem byłoby napisać z nieco innej perspektywy.  W szóstej klasie wracamy do niezwykłego filmu „Podaj dalej”. Klasa obserwuje zmagania młodego bohatera,  który uwierzył, że może zmienić świat.  W tym ten, który go otacza.  Swoich najbliższych,  kolegów,  nauczyciela…

Ja korzystam z okazji i obserwuję klasę.  Przychodzi mi do głowy pytanie,  ilu wśród moich uczniów mam takich Trevorów, którzy marzyli kiedyś o innym świecie i zanim na dobre weszli w dorosłe życie już zrezygnowali i się poddali?  Czy idąc do pracy z ludźmi zwłaszcza z dziećmi, zastanawiamy się czasem jak wygląda ich „wielki mały świat”? Coraz więcej mówi się o indywidualizacji nauczania,  coraz bardziej modyfikuje się programy nauczania,  ale coś mi mówi,  że człowiek coraz bardziej pozostaje samotny w swoim „małym wielkim świecie”, i bez względu na to czego się uczy i jak poznaje świat pomiędzy sferą teorii a praktyką coraz bardziej powiększa się przepaść.

Podobnie dzieje się z naszym życiem religijnym. Ile to razy uczniowie mający wiedzę na bardzo dobry lub wręcz celujący zupełnie pozostają na uboczu życia religijnego.  Nie modlą się,  nie spowiadają prawie w ogóle nie chodzą do Kościoła. Gdzie popełniamy błąd? Czy może mają rację ci, którzy mówią, aby skupić się tylko na meritum naszej pracy, mechanicznie, żeby nie powiedzieć rutynowo, wykonywać to, czego się od nas oczekuje, a co do reszty uznać,  że przecież świata nie zmienimy i zwyczajnie nie przejmować się „małymi światami” innych ludzi?

Chyba do tego zmierza świat, w którym zdobycze techniki z jednej strony dają nam możliwość połączenia się z ludźmi na drugim końcu świata, rozmowy audio i video, a z drugiej zamykają nas samych w naszych „małych światach”, odgradzają od tych, którzy żyją obok nas, co sprawia, że zamykamy się w sobie i żyjąc obok siebie, przybieramy niczym w internecie różne awatary, będąc czasem dla samych siebie zagadką i tajemnicą. Oto dylematy na czas drugiego semestru Anno Domini 2014. Choć daleko im do Hamletowskiego „to be or not to be” to jednak warto chyba czasem się nad nimi zastanowić.

Gromnica na współczesne lęki

Fot. ? Renáta Sedmáková - Fotolia.com
Fot. ? Renáta Sedmáková – Fotolia.com

13 października 1884 r. Wielki papież Leon XIII zakończył Mszę św. i uczestniczył w innej, odprawiając dziękczynienie, jak to zawsze miał zwyczaj czynić. W pewnej chwili zauważono, że energicznie podniósł głowę, a następnie utkwił swój wzrok w czymś, co się unosiło nad głową kapłana odprawiającego Mszę św. 

Wpatrywał się niewzruszenie, bez mrugnięcia okiem, ale z uczuciem przerażenia i zdziwienia, mieniąc się na twarzy. Coś dziwnego, coś nadzwyczajnego działo się z nim. Wreszcie, jakby przychodząc do siebie, dał lekkim, ale energicznym uderzeniem dłoni znak, wstał i udał się do swego prywatnego gabinetu. Na pytanie zadane przyciszonym głosem: ?Czy Ojciec święty nie czuje się dobrze? Może czegoś potrzebuje?? – odpowiedział: ?Nic, nic?. Po upływie pół godziny kazał przywołać Sekretarza Kongregacji Rytów, dał zapisany arkusz papieru, polecił wydrukować go i rozesłać do wszystkich w świecie biskupów, ordynariuszy diecezji?. (Cytat za Amorth G. Wyznania egzorcysty, Częstochowa 1997, s. 36). Tekst zawierał modlitwę do św. Michała Archanioła, która brzmi:
?Święty Michale Archaniele, wspomagaj nas w walce, a przeciw niegodziwościom Złego Ducha bądź naszą obroną. Oby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy. A Ty, wodzu niebieskich zastępów, Szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Amen?.
Gdy go zapytano, co się zdarzyło w czasie dziękczynienia po Mszy św., Papież odrzekł, że w chwili, gdy zamierzał zakończyć modlitwę, usłyszał dwa głosy: jeden łagodny, drugi szorstki i twardy. I usłyszał taką oto rozmowę:
Szorstki głos Szatana: ?Mogę zniszczyć Twój Kościół!?
Łagodny głos: ?Możesz? Uczyń więc to?.
Szatan: ?Do tego potrzeba mi więcej czasu i władzy?.
Pan: ?Ile czasu? Ile władzy??
Szatan: ?Od 75 do 100 lat i większą władzę nad tymi, którzy mi służą?.
Pan: ?Masz czas, będziesz miał władzę. Rób z tym, co zechcesz?. (Cytat za Szatan w życiu Ojca Pio, Tarsicio z Cevinara, Łódź 2003, s. 8). Cytat za tygodnikiem Niedziela (www.niedziela.pl)

Dziś święto Ofiarowania Pańskiego, nazywane w polskiej tradycji świętem Matki Bożej Gromnicznej. „Gromnice miały chronić od wszelkiego zła. Zapalano je podczas gwałtownych burz i stawiono w oknie, prosząc o ratunek Matkę Boga. Świecę do dziś wkłada się w ręce umierających. W takich chwilach wskazuje ona na światło życia wiecznego, do którego wprowadza nas Chrystus. Gromnica jest wówczas symbolem czuwania. Na obrazkach przedstawia się Matkę Bożą Gromniczną idącą przez uśpioną wieś. Ma ona na głowie chustę, w ręku zaś trzyma świecę. W oddali widać stado wilków, które chcą dostać się do domostw ludzkich; odpędza je światło gromnicy. Ta symboliczna scena przypomina, że Maryja broni nas przed złem, ilekroć Ją o to poprosimy. Jest przecież Matką Światłości Świata… ” (Cytat za www.opoka.org.pl)

Pamiętajmy jednak, że zarówno egzorcyzm jak i gromnica mają być wyrazem naszej wiary, a nie gadżetem czy zaklęciem. Zwłaszcza, że świat duchów, zarówno tych dobrych – aniołów, jak i złych szatanów pozostaje tajemniczy i niewidzialny. Każda epoka i każdy czas ma swoje lęki. Kiedyś był nim piorun, żywioły, czasem nieznane i tajemnicze zjawiska. Dziś, świat ma odgromniki, szpiegowskie satelity i służby ratunkowe na telefon. Niestety wobec zagrożeń duchowych jesteśmy dziś niejednokrotnie bardziej bezbronni, niż dawniej. Jak powiadają, największym zwycięstwem szatana jest to, iż przekonał wielu, że nie istnieje…

„A ludzie to mówią…”

Fot. ? ra2 studio - Fotolia.com
Fot. ? ra2 studio – Fotolia.com

Mówią różne rzeczy, Panie. Bo odkąd postanowiłeś, że człowiek stworzony na obraz Twój i podobieństwo obdarowany został rozumem i wolnością, uzyskawszy dar mowy, stał się zdolny wyrażać miłość i nienawiść. Tyś kiedyś przemówił dając początek światu. Niebu i ziemi – wszystkiemu coś stworzył. Słowo w Twoich ustach ma zawsze moc sprawczą, więc co Ty Boże powiesz, zawsze tak się stanie.

Ponieważ jednak stworzyłeś nas ludzi na obraz Swój i podobieństwo Swoje, to słowo ludzkie też nigdy nie pozostaje bez żadnego znaczenia. Błogosławieństwo, przekleństwo, komplement, złośliwa uwaga, plotka, oszczerstwo… Mówione, pisane, od ust do ust, w gazecie, radiu, Internecie, telewizji… To przecież „tylko” słowo a zarazem „aż słowo”.

Słowem można pocieszyć, dać nadzieję, albo ją odebrać. Słowem można ocalić albo nawet zabić. Bo słowo ludzkie często pokazuje, co skrywają najbardziej tajemnicze zakamarki dusz ludzkich. Co więcej, jakże często słowo niesie ze sobą jakieś dodatkowe znaczenie. Jawne dla tych, co mają je zrozumieć i w tym samym czasie zupełnie pozbawione innego sensu niż tylko dosłowny, dla tych, którzy byli, są i mają pozostać zwykłymi widzami teatru życia, w jakim odgrywamy swoje życiowe role.

Dlatego o Panie, naucz nas nie rzucać słów naszych na wiatr. Naucz je ważyć, doceniać i szanować. Daj łaskę zrozumienia, że słowo jest po to, aby błogosławić, czyli dobrze życzyć. Nigdy zaś przeklinać, to znaczy złorzeczyć. Bo przeklinać, złorzeczyć, to przywoływać Złego, aby swą okrutną moc wylał na człowieka. Błogosławić zaś to przecież nie znaczy nic innego, jak powierzać Mocy Bożej tych, których kochamy. Ludzi, dla których jesteśmy życzliwi.

Tyś Boże zechciał w Swoim Przykazaniu, nakazać nam ludziom szanować Imię Twoje. Bo to, żeś ongiś powiedział do Mojżesza – „Jestem, Który Jestem”, to tak, jakbyś Ty – Bóg był z nami po imieniu. Jak gdybyś chciał powiedzieć, „Jestem zawsze i wszędzie, więc w każdej chwili życia możecie na Mnie liczyć.”

Dlatego błogosławmy sobie! Nawet, gdy złość w nas zbiera, kiedy usta zwyczajnie chciałyby „rzucać mięsem”, kiedy emocje puszczają, gdy cierpliwość słabnie, pozwól nam o Panie zwracać się zawsze do Ciebie. „Boże, daj mi siły”, „Panie, błagam Cię o cierpliwość”, „Chryste, pozwól to wytrzymać”… Boże, pozwól nam poznać jakie przyniesie owoce zwracanie się do Ciebie w najmniejszej potrzebie. Spraw, byśmy zaryzykowali i nawet, kiedy dziecko idzie do szkoły, by ludzie je żegnali „idź z Bogiem”, „wracaj z Bogiem” i „zostańcie z Bogiem”. Bo jaki skutek w życiu wielu ludzi przynosi codzienne darzenie się sformułowaniami: „Ty taki ……”, „A niech cię ….”, „O ….., ja cię ……. ” to chyba już wiemy, i chyba nie jesteśmy zadowoleni z owoców przekleństwa oraz złorzeczenia…

Więc proszę Cię Panie, pozwól nam powstrzymać się od pochopnych sądów, nad żyjącymi oraz umarłymi. Daj cnotę powściągliwości, nie tylko naszym ustom, ale także dłoniom, przyzwyczajonym do bezmyślnego stukania w klawiaturę. Prosimy Cię także Boże, daj nam prawdziwych przyjaciół, którzy nie obmówią, nie osądzą, nie zdradzą. Takich, którzy umieją dochować tajemnicy, którzy potrafią słowo przez nas mówione wysłuchać, choć przecież nie mają na wszystko odpowiedzi.

Jezu – Słowo Ojca, daj mądrość słowom naszym i pozwól nam zrozumieć, że czasem nawet milczenie, w zależności od chwili i od sytuacji, potrafi być słowem co daje śmierć lub życie, rani, albo leczy…

De profundis

Fot. ? glopphy - Fotolia.com
Fot. ? glopphy – Fotolia.com

Modlitwa na dziś

Z głębokości wołam do Ciebie Panie

Nie po to, aby pytać: ?dlaczego?,

Lecz wołam, by prosić pokornie, o głębszą wiarę w to,

Że tylko przed Twymi oczami

Wszystko było, jest i będzie odkryte

I póki zasłona ?teraz? dzieli nas od ?zawsze?

My ludzie, nie wszystko będziemy wiedzieć i nie wszystko rozumieć?

 

Nie pytam więc o Panie, czy widzisz ten ból, smutek i zagubienie

Lecz będąc tu i teraz proszę, przyjmij cierpiących cierpienie.

Tyś jest Wielki, my mali, zwyczajni słabi ludzie,

W krzyżu Twoim, krzyży naszych sens i zrozumienie,

Więc tym, co odeszli racz dać zbawienie, a pozostałym ześlij pokój w serca.

 

Tyś Światłością Wiekuistą, która nigdy świecić nie przestanie,

Więc pozwól, gdy świt zdaje się zbyt odległy,

dojrzeć choć jeden promyk Zmartwychwstania

 

Tyś jest Bogiem miłości,

Będącym kiedyś i teraz i zawsze

Więc nie pytam, czy byłeś tam wtedy Panie,

Lecz proszę, przyjmij tych, którym pozwoliłeś zasnąć?

„W Panu pokładam nadzieję,
nadzieję żywi moja dusza:
oczekuję na Twe słowo.
Dusza moja oczekuje Pana
bardziej niż strażnicy świtu,
<bardziej niż strażnicy świtu>.

U Pana bowiem jest łaskawość
i obfite u Niego odkupienie.” (Ps 130)

Lipa, 30.01.2014 r.

„Przenikasz i znasz mnie Panie…”

Fot. ? freemixer - Fotolia.com
Fot. ? freemixer – Fotolia.com

To znane słowa Psalmu 139. Czy jednam my, ludzie znamy siebie? Potrafimy przewidzieć, jak zachowamy się, czy zachowalibyśmy się w sytuacji ekstremalnej? Ile to razy zdarza nam się powiedzieć o kimś: od tej strony Cię nie znałem. Niejednokrotnie to sytuacje trudne, czasem ekstremalne, jakich udaje się uniknąć znacznej części ludzkości stanowią silny bodziec do refleksji nad życiem, własnym postępowaniem. Innym razem do zachowań, które zaskakują nas samych. Dla jednych będą one okazją do okazania empatii, współczucia, lub w sytuacjach wyjątkowego szczęścia i „daru losu” szansą aby razem ze szczęśliwcami przeżywać radość. W przypadku innych obnażą ich duchową i emocjonalną pustkę, staną się okazją do kpin, słowotoku pozbawionego minimalnego zrozumienia czy empatii, zazdrości itp.

Bóg stworzył nas jako ukoronowanie dzieła stworzenia. Kiedy poszliśmy na współpracę ze złem, sam Syn Boży oddał własne życie, aby nas ratować. To cena, jaką Bóg za nas gotów był zapłacić, aby tylko uwolnić nas z sideł złego.

Dlatego też nie wolno nam zapominać, że człowiek, to umiłowane dziecko Boże. Stąd też Bóg nie pozostawia nas także dziś na pastwę zła. Szatan jest tylko zbuntowanym stworzeniem Bożym, które dokonało złego wyboru i dziś jako istota potępiona próbuje zadać jak największe straty rodzajowi ludzkiemu, pamiętając, że sam Syn Boży stał się dla nas człowiekiem.

To właśnie nasz Zbawiciel jest pogromcą złego. Jako ludzie ochrzczeni nosimy w sobie niewidzialną pieczęć, która mówi: „należę do Boga. Jestem jego umiłowanym dzieckiem”. To Bóg zna nas lepiej, niż my sami siebie. To Ojciec nasz w niebie wie, czego nam potrzeba, zanim go poprosimy.

Dlaczego więc pozwala na dramaty i tragedie? Czemu słyszymy o rzeczach, których nie potrafimy zrozumieć?

Kilka lat temu w przeciągu dwóch tygodni odbyły się dwa pogrzeby moich uczniów, absolwentów liceum. Dwa przypadki utonięcia, w tym jeden na krytym basenie w obecności ratownika, gdzie pomoc była natychmiastowa. Usłyszałem wówczas takie słowa: „to najbardziej bezsensowna śmierć, jaką można sobie wyobrazić”. Kiedy jednak jako księża widzieliśmy w czasie pogrzebu wielki kościół wypełniony po brzegi młodymi ludźmi uczestniczącymi we mszy, spowiadającymi się  i przystępującymi do Komunii, zaczęliśmy w pełni rozumieć, że z najbardziej bezsensownej i tragicznej śmierci, Bóg, Ojciec nasz w Niebiosach potrafi wyprowadzić jakiś głęboki sens, aby życie żadnego z Jego dzieci, nawet zakończone w brutalny i niezrozumiały sposób nigdy nie poszło na marne… Pozwólmy mu na to, bo i my i cały świat jest w Jego Boskich rękach. On jest Zwycięzcą śmierci, piekła i szatana.