To było do przewidzenia. I tak było to tylko kwestią czasu. Z roku na rok sytuacja przecież narastała, wskazywała na tzw. kierunek rozwoju. Każdy, komu nieobce jest robienie zakupów w supermarketach pewnie się nawet do tego przyzwyczaił, że ledwo z wystaw znikną nagrobne znicze, lada chwila pojawiają się bożonarodzeniowe ozdoby, okolicznościowe słodycze, i tysiące gadżetów, stworzonych tylko po to, aby mogły się znaleźć pod choinką lub w worku świętego Mikołaja.
Dziś jednak odbierając e maila poczułem się zaskoczony. Może to dlatego, że XXXI niedziela zwykła przypadła dokładnie tuż po Uroczystości Wszystkich Świętych oraz po Wspomnieniu Wszystkich Wiernych Zmarłych. Jednak otrzymać serię reklam z choinką i światełkami na Bożonarodzeniowe Drzewko, następnego dnia po Zaduszkach wydaje się czymś z pogranicza tragikomedii.
Ja na prawdę rozumiem, że wszyscy chcą z czegoś żyć. Potrafię funkcjonować (przynajmniej tak mi się wydaje) w świecie, gdzie na każdym kroku, ktoś coś reklamuje, ale czy faktycznie doszliśmy już tak daleko, że od dziś będę już odbierał reklamy na Boże Narodzenie, a za kilka dni każdy supermarket w Lublinie i nie tylko będzie bombardował nas skądinąd pięknymi polskimi kolędami, robiąc z nich tylko rodzaj marketingowej dekoracji? Spłycając ich prawdziwe znaczenie i powodując niesmak i przesyt, kiedy powinny one tak na prawdę zabrzmieć z całą mocą zwiastując tę oczekiwaną od dawna wieść, że narodził się nam Zbawiciel?
Pamiętam jak u schyłku lat dziewięćdziesiątych kiedy rozpoczynałem posługę duszpasterską, coraz bardziej powszechne były spotkania opłatkowe w szkołach, zakładach pracy itp. Wielu zastanawiało się wtedy, czy „Wśród nocnej ciszy” śpiewane na kilka dni przed wigilią Bożego Narodzenia nie jest przesadą. Bo przecież wciąż adwent, czas oczekiwania, a to najważniejsze spotkanie ma być przy rodzinnym stole, potem zaś Pasterka, radosny poranek i święta.
Czasy jak widać się zmieniają, i jestem daleki od biadolenia z tego powodu, ale czasem chciałoby się tak zwyczajnie, po prostu powiedzieć: ludzie, wyluzujcie! Dajcie nam normalnie żyć, niech swój klimat i nastrój mają Wszyscy Święci, niech Archanioł Gabriel w spokoju zwiastuje, a pierwsza gwiazdka w Wigilijny Wieczór nie pomyli się z odbijającym się w szybie i dogasającym gdzieś w oddali nagrobnym zniczem…
W dzisiejszym świecie, święta Bożego Narodzenia znaczą dla każdego coś innego. Daję przykład moich kolegów z klasy. Wielu nie chodzi do Kościoła, nie modlą się, pogardliwie wypowiadają się o wierze, a jak nadchodzi czas świąt, zwłaszcza Bożego Narodzenia, to pierwsi są do organizowania Wigilii klasowej, do śpiewania kolęd na lekcjach. Zawsze się zastanawiałem dlaczego tak się dzieje… może dlatego że rodzina obchodzi swięta, jest okazja aby się dobrze najeść i wypić z rodziną do której się jedzie, albo liczą na prezenty?
Grzesiu, sam wielokrotnie stawiam sobie to pytanie. Też widzę z jednej strony młodych ludzi, którzy nie bardzo wiedzą po co są święta, nawet źle się czują w świątecznej atmosferze. Czasem jednak zdarza się taki przebłysk, że człowiek chciałby czegoś więcej niż jadła i napoju. Kiedyś zdarzyło mi się być z moimi uczniami z jednej z poprzednich szkół na pielgrzymce w Kalwarii i Wadowicach. Zanim tam dojechali, zdążyli narozrabiać. Kiedy jednak mówiłem w kazaniu, że na ich twarzach widać wołanie o miłość łzy popłynęły na co najmniej kilku policzkach. Okazuje się, że to życie zanim „wypłucze” z nas resztki wiary i człowieczeństwa woła czasem podświadomie o coś więcej niż jedzenie i picie…