Santo subito! Wołały transparenty na placu św. Piotra w dniu pogrzebu papieża Jana Pawła II. Przywódcy państw i narodów, które przeciętny Polak musiałby się mocno zastanowić, nim wskazałby na mapie przyjechali na uroczystość jego pogrzebu. Chrześcijanie, Żydzi, Muzułmanie… Nikt nie tłumaczył się, że to katolicka uroczystość religijna, bo taką przecież był katolicki pogrzeb papieża Polaka. Krążyły nawet wówczas medialne plotki, że przywódca Iranu i premier Izraela podali sobie dłonie na znak pokoju. Były to raczej tylko plotki, ale NIKT wówczas używający rozumu nie zaryzykowałby twierdzenia, że Papież Polak DZIELIŁ.
Jego życie, nauczanie, nawet odchodzenie do Domu Ojca na oczach świata, było jednym wielkim przesłaniem miłości. Miłości do Boga i miłości do człowieka. Wszystkich ludzi i narodów. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że także do ludzi wszystkich religii. Wszak tam, gdzie jechał, spotykał się nie tylko z katolikami, ale także z przywódcami innych religii. Ileż kontrowersji wywołało zdjęcie, na którym widać, jak Jan Paweł II oddaje cześć i szacunek świętej księdze muzułmanów. On także uczył nas patrzeć na Żydów, jako na naszych starszych braci.
Gdyby wówczas ktoś powiedział, że postać i nauczanie Jana Pawła II dzielą ludzi, nikt nie potraktowałby go poważnie. Przecież Pielgrzym Świata kiedy trzeba było ujmował się na prześladowanymi, kiedy indziej przyjmował najkrwawszych dyktatorów świata by przypomnieć im, że nie takiego życia dla swoich dzieci pragnie Bóg. Wspierał nas Polaków w europejskich aspiracjach, ale też głośno i wyraźnie bronił życia i zdecydowanie powtarzał, że naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości. Mimo wszystko, Świat i jego przywódcy oddawali mu szacunek. Doceniano w nim nie tylko działania na rzecz pokoju, ale także autentyzm wyznawanej wiary.
Za jego życia nikt nie mówił, że DZIELI, za to jakże wielu mówiło, że ŁĄCZY; przebacza i uczy przebaczać. Dziś jednak oglądając strzępy wiadomości, głównie w celu wysłuchania o bieżącej sytuacji u naszego wschodniego sąsiada, aż trudno mi było uwierzyć własnym uszom, kiedy zwolennicy legalnego zabijania dzieci nienarodzonych, związków sodomickich i seksualizacji dzieci, piewcy „wyrzekania się Polskości”, oponowali do końca przeciwko uhonorowaniu uchwałą Sejmu kanonizacji (kanonizacja to oficjalne uznanie przez Stolicę Apostolską świętości danej zmarłej osoby z racji osiągnięcia przez nią doskonałości moralnej w stopniu heroicznym. cyt. wikipedia). Pani poseł (ta, sama, w stosunku do której niezawisły sąd RP uznał, że można twierdzić, iż znajduje się na liście płac przemysłu aborcyjnego) miłym głosem tłumaczyła Polakom, że taka uchwała to nieporozumienie, gdyż powinniśmy rozmawiać o tym, co nas łączy, a nie o tym co dzieli… Zwyczajnie był to dla mnie sygnał do naciśnięcia czerwonego przycisku na pilocie. Teraz przynajmniej wiemy, że łączyć nas ma w mniemaniu lewackich ugrupowań moralna zgnilizna, jaką się nam na siłę próbuje wepchnąć w system prawny, dzielić zaś nas zawsze będzie to, co autentycznie święte, co szlachetne, wzniosłe, co przypomina nam, że jesteśmy dziećmi Boga a nie ślepego przypadku. Tylko co na to powiedziałby św. Jan Paweł II?
Szczęść Boże, księże Mirku, cóż powiedziałby Jan Paweł II? Osądzony tak, jak mógłby zostać osądzony Gesus… Dziś to od nas wymaga odpowiedzi! To my żyjemy tu i teraz – czy świadectwo jakie dajemy jest zaiste świadectwem Prawdy?