Proszę księdza, słyszał ksiądz że ….. (tu z roku na rok pojawiają się inne daty) będzie koniec świata? Zwykle odpowiadam wówczas krótko lecz prowokacyjnie, że w takie rzeczy wierzą tylko ci, którzy nie wierzą w Boga.
Skoro sam Pan Jezus mówi, że o owym dniu i godzinie nie wie nikt, a ktoś taką datę wyznacza, domyślam się, że z Ewangelią jest mu nie po drodze. Tym bardziej, że takie rewelacje zwykle nie opierają się na ewangelicznych znakach, które wedle słów Biblii mają poprzedzać powtórne przyjście Pana, lecz na różnych pogłoskach wypuszczanych co jakiś czas przez samozwańczych proroków.
Tak się jednak składa, że nie o końcu świata ten wpis zamierzam popełnić. Chcę napisać o znakach, które Pan Bóg daje nam każdego dnia, aby nam przesłać swoiste pozdrowienia z nieba.
Dziś sobota. Zwyczajowo na polskich parafiach dzień ślubów. Na dodatek zaś tak się składa, że poproszono mnie dziś także na wesele. Wcześniej więc wizyta w sklepie i wybór prezentu. Pierwszy raz trafiam, choć robię tam zakupy co czas jakiś, że nie ma kolejki. Jest okazja na krótką wymianę zdań z życzliwym sprzedawcą. Temat: kapłaństwo, i pierwsza „pocztówka z nieba”. Wspomnienia wspólnych znajomych księży, i spora doza ludzkiej życzliwości. Wbrew potocznym opiniom i „prasowym faktom”.
Czas więc iść dalej. Druga „pocztóweczka” przysłana prosto z nieba. Zegarek popędza, bo dzieci i młodzież z którą pracujemy, wpadała na pomysł, by zrobić „pożegnanie” starszemu koledze, który już jutro przestąpi seminaryjne mury. Chociaż tłumaczę, że to początek drogi, że za lat sześć jeśli Bóg pozwoli możemy się spotkać na mszy prymicyjnej, a może jeśli to nie jego droga, zaprosi nas kiedyś na swoje wesele. Słuchają, przytakują, lecz pośród codzienności, czasem gdzieś wbrew samym sobie, temu co nieraz słyszę w szkole na przerwach czy podczas katechez dostrzegam na twarzach bardzo poważne miny. Ktoś ukradkiem łzę otrze, ktoś inny się zamyśli. Jest jeszcze w ludziach szacunek dla kapłaństwa, jest jakaś nadludzka nadzieja, że wierny sługa Boży jest tym, co nas będzie prowadził do Bram Królestwa Bożego, że skoro Bóg wybiera, to jest to też jakiś znak czasów, że świat potrzebuje dobrych i świętych kapłanów, którzy się nie zniechęcą i którzy nieść będą wiarę, rozpalać nadzieję, dzielić się miłością.
Sobotnie popołudnie. Śluby, i kolejne „pocztówki”. Trafiam do swojej byłej parafii. Zamieniam zdań kilka z proboszczem. Widzę, ile się pozmieniało choćby w wystroju kościoła przez ostatnie lata. Kończąc, jadę prawe na sygnale do swojej obecnej parafii, bo tam też czekają nowożeńcy, którym obiecałem, że ja pobłogosławię ich miłość i małżeństwo. Powoli nadchodzi wieczór. Kolejne obowiązki, aż wreszcie wsiadam w moje „ferrari” i jadę na wesele. Rzadko bywam na takich przyjęciach, choć są sytuacje, i nade wszystko są ludzie, którym odmówić spędzenia wspólnie godziny na podzielenie się ich radością, byłoby niewdzięcznością.
Spotykam starych znajomych. Jednych po kilku miesiącach, innych po kilku ładnych latach. Podchodzą, darzą uśmiechem. Mówią co się zmieniło. Człowiek pośród ludzi, nie jak czasami chciałyby niektóre media – trędowaty pośród zdrowych od którego trzeba i należy uciekać. Może to niewiele, może zwykłe zmęczenie po ciężkim tygodniu i wielu trudnych sprawach. W każdym razie czas leci. Dzieciom i księżom pora wracać do domu. Siadam przed komputerem raz jeszcze przeglądam bloga, czytam komentarze i w geście wieczornej modlitwy dziękuję Bogu i za Was. Tych, którzy czytacie, tych, którzy komentujecie, nawet jeśli nam trzeba rozmawiać i sporo sobie wyjaśnić. Dzięki Wam, że jesteście! Pan Bóg Was przysyła, a ja może troszkę na wyrost, chciałbym Was traktować jak „Bożą pocztówkę”. Bo kapłan jest z ludzi wzięty, i dla ludzi dany…