Zapadał wieczór 12 grudnia 1981 roku. Dla wielu ludzi, nieświadomych nadciągającego zagrożenia, nadchodząca noc miała okazać się wyjątkowo długa i niespokojna. Burza, jaka nadciągała nad Polskę, nie miała jednak nic z zimowej śnieżycy, huraganu, czy rekordowego ataku zimna. Mrok, który miał spowić kraj na całą dekadę, miał odebrać Polakom nadzieję, która zrodziła się w sercach wraz z wyborem kardynała Wojtyły na Papieża, a później eksplodowała pokojową rewolucją solidarności.
Jeszcze przed północą zaczęły się pierwsze aresztowania i internowania. Przygotowywana od dłuższego czasu operacja wojskowa i milicyjna przewidywała wyłączenie telefonów, zajęcie radia i telewizji oraz wprowadzenie komunistycznej dyktatury wojskowej. Już po północy, z pogwałceniem obowiązującej wówczas konstytucji Rada Państwa zdecydowała o wprowadzeniu stanu wojennego. Na ulicę wyjechały kolumny wojska i wozy milicji. Wprowadzono godzinę milicyjną, która oznaczała zakaz wychodzenia z domów od 22.00 do 06.00 rano. Na poruszanie się między miastami, potrzebna była specjalna przepustka.
Dziś, kiedy europejskie granice zostały otwarte, kiedy dwa urzędowe kanały telewizyjne zostały zastąpione kablówkami, satelitami i multipleksami, a dzieci w szkole podstawowej mają często lepsze smartfony od nauczycieli, trudno jest sobie wyobrazić to wszystko.
Cóż, różnica pokoleń i specyfika tzw. czasów. Są jednak rzeczy, które równie ciężko sobie było wyobrazić wówczas, kiedy pokolenie dzisiejszych emerytów upominało się o wolność najpierw w gorące, sierpniowe dni, a później grudniowe zimowe noce. W najgorszych chyba snach, a raczej dręczących ich koszmarach, nie wyobrażali sobie czasów, kiedy architekci stanu wojennego już w wolnej Polsce będą nazywani „ludźmi honoru”, a zdesperowani emeryci – bohaterowie tamtych dni, uzbrojeni dziś jedynie w resztki niezłomnej nadziei i różaniec, będą publicznie lżeni i wyzywani od „moherów” i „faszystów”.
Generałowie, funkcjonariusze bezpieki i usłużni urzędnicy tamtych czasów, dziś są na wysokich państwowych emeryturach, podczas, gdy robotnicy z tamtych dni, opuszczeni przez Najjaśniejszą Rzeczpospolitą, zostawieni na pastwę losu przez dzieci i wnuki poszukujące swojej ziemi obiecanej za „małą” lub „Wielką wodą” łkają w ciszy swoich mieszkań w wieczory, takie jak dziś przekładając otrzymaną korespondencję w której mieszają się coraz wyższe rachunki, z pocztówkami przysyłanymi z daleka, pisanymi przez wnuki, w niezrozumiałym dla babci i dziadka języku, lub coraz bardziej łamaną polszczyzną.
Tego wieczoru Panie, chcę o nich pamiętać. Modlić się razem z nimi i za nich „litanią”, którą modlili się oni w tamte zimowe wieczory:
Jaki jeszcze numer mi wytniesz
W którą ślepą skierujesz ulicę
Ile razy palce sobie przytnę
Nim się wreszcie klamki uchwycę
By otworzyć drzwi do twego serca
Które przeszło już tyle zawałów
Czy nikogo więcej nie obudzą
W twym imieniu oddane wystrzały
Nie pragnę wcale byś była wielka
Zbrojna po zęby od morza do morza
I nie chcę także by cię uważano
Za perłę świata i wybrankę Boga
Chcę tylko domu w twoich granicach
Bez lokatorów stukających w ściany
Gdy ktoś chce trochę głośniej zaśpiewać
O sprawach które wszyscy znamy
Jakim ludziom jeszcze pozwolisz
By twym mózgiem byli i sumieniem
Kto z przyjaciół pokaże mi blachy
Kładąc rękę na moim ramieniu
Czy twój język nadal pozostanie
Arcyszyfrem nie do rozwiązania
Czy naprawdę zaczęłaś odpowiadać
Na najprostsze zadane pytania
Nie pragnę wcale byś była wielka
Zbrojna po zęby od morza do morza
I nie chcę także by cię uważano
Za perłę świata i wybrankę Boga
Chcę tylko domu w twoich granicach
Bez lokatorów stukających w ściany
Gdy ktoś chce trochę głośniej zaśpiewać
O sprawach które wszyscy znamy
Ile razy swoją twarz ukryjesz
Za zasłoną flag i transparentów
Ile lat będziesz mi przypominać
Rozpędzony burzą wrak okrętu
Tą litanią się do ciebie modlę
Bardzo bliska jesteś i daleka
Ale jest coś takiego w tobie
Że pomimo wszystko wierzę czekam
Nie pragnę wcale byś była wielka
Zbrojna po zęby od morza do morza
I nie chcę także by cię uważano
Za perłę świata i wybrankę Boga
Chcę tylko domu w twoich granicach
Bez lokatorów stukających w ściany
Gdy ktoś chce trochę głośniej zaśpiewać
O sprawach które wszyscy znamy
Jaki jeszcze numer mi wytniesz
W którą ślepą skierujesz ulicę
Ile razy palce sobie przytnę
Nim się wreszcie klamki uchwycę
Jaki jeszcze numer mi wytniesz…
Zobacz także: http://www.matuszny.opoka.org.pl/kazanie-na-msze-sw-w-czasie-obchodow-xxxi-rocznicy-wprowadzenia-stanu-wojennego/