To już piętnaście lat. Wtedy też świat wstrzymał oddech. Pamiętam do dziś osiedlowego „dresika”, klęczącego gdzieś pośrodku kościoła. Poszliśmy otworzyć świątynię, kiedy oficjalnie podano, że Nasz ukochany Jan Paweł II odszedł do domu Ojca. Klęczał skulony i płakał… Łzy spływały mu po policzkach, ale wiedział gdzie szukać miejsca na ziemi, które da ukojenie i nadzieję. Pamiętam moje rozmowy z młodzieżą, której wtedy posługiwałem. To nie była rozpacz. To były łzy spełnienia, takie, jak spływają po policzkach, gdy dzieje się coś nieuniknionego, jak przy pożegnaniu, ale tylko na jakiś czas. Jak wówczas, kiedy opuszcza się dom rodzinny, aby się usamodzielnić, kiedy żegna się przyjaciela, który wyjeżdża gdzieś hen daleko. „Teraz tylko pozostaje nam wypełnić to, czego nauczał…”. Tak mówili młodzi ludzie, których wtedy spotykałem.
Kibice zwaśnionych drużyn wiązali ze sobą klubowe szaliki, ludzie gromadzili się spontanicznie w kościołach na modlitwie, i nawet kierowcy mieli wtedy dla siebie więcej wyrozumiałości. Tak nas nauczał. Stacje telewizyjne i media elektroniczne przypominały jego naukę, a pogrzeb Ojca zgromadził najważniejsze osobistości ze świata. Lud, który patrzył jak wiatr wiejący na Placu zamyka Księgę na trumnie zmarłego papieża odczytywał w tym znaki czasu. Santo Subito! Natychmiast ogłosić go świętym! Wszak już za życia Jana Pawła II wielu opowiadało, jakich łask doznawali od Boga po spotkaniu z Papieżem Tymczasem „na salonach” trwała dyskusja, której głównym przesłaniem było, że nie ma co się przejmować emocjami tłumu, wszak lepiej zaczekać co z tego wyniknie. Bóg dawał poruszenie wody wypływającej z Przybytku, a gromada wiernych łamana paraliżem grzechu czekała, aby ktoś podszedł i wprowadził ich do ożywczej wody. Powstawały tu i ówdzie przy parafiach wspólnoty. Szkoły i uczelnie przyjmowały imię Wielkiego Polaka. Stawiano pomniki, urządzano pielgrzymki, lecz z całego nauczania ci, co dyskutowali o emocjach tłumu najchętniej mówili o kremówkach i papieskich kajakach. Jego nauczanie odchodziło w niebyt. Książki, encykliki, listy? A któż by to wszystko czytał .
Z czasem rozeszły się tłumy opłakujące Papieża. Lud, który go opłakiwał, dostał o co prosił. Santo Giovanni Paolo II. I tyle w temacie. Salony zajęły się innymi sprawami. Kto wie, rozumie, a kto nie ma pojęcia, niech nie próbuje zrozumieć.
Dziś też świat wstrzymał oddech i aż trudno uwierzyć po piętnastu latach, że spotykasz na ulicy tych samych znanych ci ludzi, których kiedyś nazwano Jego pokoleniem, ale oni już wyrośli z tamtych dziecięcych uczuć. Jakby wychowywani bez ojca i bez matki. Niekiedy spuszczają smutno głowę, nie chcąc nikogo oskarżać, czasem wprost mówią, że nie chcą o tym rozmawiać. Stare pomniki pokrywa ciemna powłoka czasu. Jeden czasem czerwoni działacze obleją jakąś farbą, na inny pseudoartyści założą szubienicę. A my? Po piętnastu latach z minami jak na pogrzebie małego Pana Michała. Zrezygnowani, czasem lekko wzruszeni, gdy jakiś natchniony kaznodzieja przypomni znane nam słowa odnosząc je do Papieża. „Larum grają! wojna! nieprzyjaciel w granicach! a ty się nie zrywasz? szabli nie chwytasz? na koń nie siadasz? Co się stało z tobą, żołnierzu.?
O czym się dziś mówi na salonach? Kto czytać potrafi i ma dostęp do Internetu, powtarzać mu tego nie trzeba. Opustoszałe kościoły, dramatyczne, czasem pełne goryczy wpisy wiernych stanowią ciężar, z jakim kiedyś będziemy musieli pójść na Sąd Najwyższego. Co gorsze, będziemy musieli żyć z tym poczuciem, że po raz kolejny postanowiliśmy „czekać”, kiedy spragniony lud wołał o kruszynę Niebieskiego Chleba.
Wielu dziś pyta, co zrobiłby i powiedział dziś Święty Jan Paweł II? To chyba jednak nie tak. Bo on był nam dany na czas, gdy mogliśmy go mieć i słuchać. Jeśli tamten czas nas nie przygotował do obecnej chwili, już niewiele będziemy mogli zrozumieć z tego, co się dzieje. Rozproszeni, poranieni duchowo, z poczuciem opuszczenia wciśnięci w Internet. Wypatrujący znaków nadziei, jak ta młoda dziewczyna, której nie przerosły obowiązki Prezesa, bo postanowiła zamknąć Biuro i iść do ludzi, którzy potrzebują pomocy. Jak harcerze, którzy też pragną pomagać starszym ludziom, „zapuszkowanym” w domach i jak nigdy samotnych. Pasterz powinien pachnieć owcami, mawiał papież Franciszek, ale to też było chyba jeszcze przed tzw. pandemią?