„Rzuć się w dół, przecież napisane jest, że aniołom swoim rozkażę, abyś nie uraził swej nogi o kamień”. Te słowa z Ewangelii cytuje mi coraz więcej osób, oskarżając, że narażam ludzi, zwłaszcza starszych i chorych, że kuszę Pana Boga itd. Czy się nie boję o siebie i innych? Człowiek zapewne do końca nie jest w stanie przewidzieć, jak by się zachował w sytuacji ekstremalnego i bezpośredniego zagrożenia, dopóki się w nim nie znajdzie. Lęk nie jest mi obcy i wiem, że kuszenie Pana Boga to grzech. Dlaczego zatem te proste pytania nie do końca pozwalają mi dać jednoznacznej odpowiedzi?
Powiedz mi kto pyta, a powiem ci, co chce wiedzieć. Od kilku dni zastanawiam się, jak to jest, że ludzie, którzy do tej pory kierowali przekaz o tzw „depopulacji”, czyli wyludnieniu ziemi, teraz pierwsi domagają się zwłaszcza w kościołach większego reżimu sanitarnego, niż obowiązuje w sklepach, gdzie nikt nie liczy wchodzących, a walka o towar z promocji jest jeszcze większa niż przed „chińskim wirusem”? Jaki cud stał się w ostatnich godzinach, że uczestniczki czarnych marszy, odbierające człowieczeństwo maleńkim, chorym nienarodzonym dzieciom, teraz pierwsze krzyczą, że …pozarażamy najsłabszych. Chorych i seniorów? Wreszcie ta presja, jaka kierowana jest na duchownych, aby zamknęli kościoły, zakazali mszy, presja, która zaczyna przynosić już skutek… No tak, nienarodzone dzieci nie mają jak naciskać na tych, którzy mogliby „ruszyć bryłę z posad świata”, narażając a i owszem własne posady i ocalić od śmierci tysiące niewinnych istnień. Oni nie upomną się o swoje życie i o nich nie upominają się najczęściej ci, którzy dziś pierwsi chcą barykadować kościoły.
Wierzę w dobre intencje służb sanitarnych i ich troskę o nas. Choć politycznie mam poglądy w wielu kwestiach bardzo odległe tak od rządu jak i od znacznej części tzw. opozycji, staram się wierzyć w dobre intencje i profesjonalizm tych, którym powierzyliśmy władzę. To test na człowieczeństwo nas wszystkich. Otaczam modlitwą lekarzy, pielęgniarki i decydentów, świeckich i duchownych, którzy w sumieniu biorą na siebie ogromną odpowiedzialność za losy nas i naszych bliskich. Jestem pełen uznania dla personelu sklepów i supermarketów. Ci ludzie są zostawieni sami sobie. Kiedy ja już dziś tłumaczę się niektórym jak zabezpieczę kościół, aby przypadkiem na msze nie przyszło 51 osób, w sklepach tych dużych i małych od rana ruch jak zawsze na promocjach.
Widząc co się dzieje, zaczynam momentami ulegać spiskowej teorii dziejów, że chiński wirus jest sztucznie wyprodukowany przez wrogów Kościoła. Nie zaraża w sklepach, w których od rana przewija się jednocześnie po kilkaset osób, nie zaraża, kiedy chcesz wyjść z psem, ale stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo, jeśli przyjdziesz do kościoła. I to zwłaszcza wtedy, kiedy sprawowana jest Eucharystia. Jaki geniusz i w jakim laboratorium wyprodukował mikroba, który zwiększa swoją aktywność podczas Eucharystii?
Zatem zanim odpowiem sobie i Wam, drodzy bracia i siostry, na pytanie postawione na początku mojego wpisu, pomóżcie mi zrozumieć, jaki przekaz będzie wśród wiernych i niewiernych na temat naszej wiary, szacunku do życia, zwłaszcza najsłabszego, i tego, że nasze słowa są prawdziwe, kiedy minie już epidemia? Jak będziemy się czuli, kiedy Polska wstrzyma oddech na dwa tygodnie czy nawet dłużej, aby ratować siebie, a dalej nie upomni się i będzie milczała, gdy tysiące niewinnych dalej będą ginąć ze śmiertelnych rąk aborterów, przy milczącej zgodzie polityków i niektórych duchownych? I w co sami tak naprawdę wierzymy? Jeśli jeszcze wierzymy… Od powietrza, głodu, ognia, wojny i braku wiary zachowaj nas Panie…