Mówi się, że początki zwykle bywają trudne. Jeśli jednak chce się całym sercem wejść w nowe obowiązki, nie tylko zwykle, ale zawsze, trzeba liczyć się z tym, że początki będą pracowite. I to bardzo. W przypadku nowej parafii, będąc tym razem w roli proboszcza, wiąże się to dla mnie nie tylko z wysiłkiem duszpasterskim, ale także z radością poznawania nowych ludzi, konfrontowania się z trudnymi sytuacjami, które trzeba wciąż uczyć się rozwiązywać w duchu Ewangelii. Słowem piękno służby Bogu i ludziom, odkrywane na nowo po osiemnastu latach kapłańskiej posługi.
Minione kilka ostatnich dni, to spotkania z ludźmi w kancelarii, niedzielna posługa przy ołtarzu, na ambonie i w konfesjonale, ale także pierwsze śluby i niestety pogrzeby w nowej parafii. Głoszenie ludziom słowem i postawą tej samej, niezmiennej od wieków Ewangelii, ale wciąż ze stawianym sobie na nowo pytaniem, jak robić to w czytelny, zrozumiały dla współczesnego człowieka sposób. Bo Ewangelia pozostaje niezmienna, choć czasy szybko się zmieniają.
Marcin i Monika, którym jako pierwszym pobłogosławiłem w nowej parafii na ich nową drogę życia, a których serdecznie pozdrawiam, też są dziećmi swoich czasów. Przyjechali z zagranicy wziąć ślub. Oboje mają swoją historię życia, którą od tej pory będą pisać wspólnie. Mówi się, że każdy człowiek jest inny i niewątpliwie jest to tzw. święta prawda, ale spotkanie z bohaterami mojego wpisu, stało się kolejną – myślę, że nie tylko w moim życiu – pocztówką od Pana Boga, w której zapewnił nas wszystkich, że jest blisko i nas kocha.
Jako pierwsza do kancelarii trafiła Monika. Po kilku minutach wspólnej rozmowy, dotyczącej szczegółów liturgii zawarcia sakramentu małżeństwa, zaczęła się głębsza rozmowa dotycząca naszych relacji z Panem Bogiem i bliźnimi. Padają ważne, choć trudne pytania z obu stron. Na jedno z nich, słyszę taką odpowiedź. „Proszę księdza, wiem, że mam Ojca, który w sobotę będzie blisko mnie i będzie mi pobłogosławił…” Później rozmawiamy o tym, jak ten nasz Ojciec w Niebie troszczy się o swoje dzieci, jak walczy o nas i nie poddaje się, choć my czasem odchodzimy od Niego.
Z pozycji duchownego, nie raz wydawać by się mogło, że będąc po studiach teologicznych, wiemy tak dużo na temat Pana Boga, że w stosunku przeciętnego katolika, dzieli nas pod tym względem przepaść. Jednak nie od tego ile o Nim wiemy, często zależy nasza relacja z Bogiem. Czasem kilka prostych słów, takie małe – wielkie wyznanie wiary spotkanego w życiu – zdawać by się mogło „przypadkiem” – człowieka staje się milowym krokiem, na naszej drodze do Boga.
W seminarium powtarzano mi, że kancelaria parafialna bywa często ważniejszym miejscem głoszenia Słowa Bożego niż ambona. Bo tam, spotykamy często ludzi, którzy w kościele bywają sporadycznie, a od tego, jak zostaną potraktowani, często zależy na długie lata ich relacja z Bogiem i Kościołem.
Ślub Marcina i Moniki dzięki dwóm krótkim rozmowom w kancelarii, nie był dla mnie ceremonią zaślubin zupełnie obcych osób. Zresztą podczas drugiej rozmowy, gdzie spotkaliśmy się już w „komplecie”, tzn, Para Młoda, świadkowie i ja, otrzymałem zaproszenie na przyjęcie weselne. Choć rzadko uczestniczę w takich uroczystościach, obiecałem przyjść choć na godzinkę. Życzliwość, z jaką potraktowali mnie zarówno Nowożeńcy, jak ich goście, przypomniał mi słowa św. Jana Pawła II, który mówił: „Świat potrzebuje kapłanów, bo świat potrzebuje Chrystusa”. Być kapłanem, to być świadkiem Chrystusa. Tylko tyle, i aż tyle. Bóg zaś wtedy będzie nas prowadził i błogosławił. Bo On jest naszym Ojcem, który nas nigdy nie opuści, nawet, gdyby odwrócili się od nas nasi znajomi i bliscy.