Gorący czas zmian w Archidiecezji, przeprowadzek, zakończenia roku szkolnego i innych niecierpiących zwłoki spraw powoli zdaje się ustępować miejsca wakacjom, urlopom, czasowi wypoczynku i relaksu. Poznawanie nowych zadań, przejmowanie powierzonych obowiązków dopiero nadejdzie. Teraz trzeba odpocząć.
W takich jednak chwilach, kiedy w głowie niczym trailer z dobrego filmu przewijają się setki obrazów, fragmenty dialogów i wspomnienia z minionych lat, myśli biegną przede wszystkim do moich przyjaciół.
Na zboczu beskidzkiej góry, nad którym Dobry Bóg rozpostarł gwiaździste niebo myśli biegną do chwil wspólnie spędzonych, do ludzi, którzy tu przyjeżdżali, do tych niezapomnianych ognisk, wschodów słońca i grilla rozpalanego o trzeciej nad ranem. Pytania o jutro, które wyznaczają bieg mego urlopu przywołują te chwile, kiedy wszystko miało potoczyć się zupełnie inaczej. Zwykle jednak momenty te bywały ulotne a życie, jak wymagający trener nie pozwalając upoić się chwilami sukcesu, fundowało co raz kolejne zmagania, stawiając często zdania, które jak je postrzegam z perspektywy czasu, można było wykonać tylko dzięki Bożej pomocy i obecności ludzi dobrej woli.
O przyjaźni powiedziano już tak bardzo wiele, ale tego wieczoru, kiedy w górskiej wiosce gasną kolejne światła, mam przed oczami podarowane przez przyjaciół pamiątki i zdjęcie zrobione telefonem Oli. Wracam znów do tamtego wieczoru i chcę Wam raz jeszcze powiedzieć Bóg zapłać młodzi przyjaciele. W świecie, gdzie o wiarę z dnia na dzień coraz trudniej, gdzie ciągle przybywa pustych ławek w kościele, dziękuję Wam Kochani, za waszą troskę o innych, o swoje własne dusze, o dobro Kościoła.
Kasiu, dziękuję za to spotkanie w przyjacielskim gronie. Będę też pamiętał długo tamtą, zimową kolędę, kiedy trzeba było tak wiele wyjaśnić, gdy na chwilę podjęliśmy trud odzyskania dla Boga tych biednych, wątpiących dzieci.
„Pajęczynko”, może kiedyś Bóg da Wam choć przez jedną chwilę zrozumieć, dlaczego tak bardzo chcieliśmy Wam przybliżyć Boga. Po co były te spotkania i czemu miało służyć umawianie się na mszę świętą z tymi, których rodziny nie chodzą do kościoła. Może przypomnicie sobie ów „Zapach fiołków” ze szkolnego spektaklu i zrozumiecie, że choćby Was opuścili ojciec Wasz i matka, wszyscy mamy Ojca w niebie, który zawsze jest z nami, choć czasem trudno w to wierzyć…
Olu, uśmiechnięta chrześnico, o przebudzonej wierze. Walcz nie tylko na boisku, walcz o czas dla Boga, i prowadź innych do Boga. Dziękuję Ci za twoje artykuły, za promienny uśmiech, za pokazanie, że są słowa proste, którymi wciąż można mówić i trafiać do młodego człowieka. Dziękuję za modlitwę i za zwykłą ludzką życzliwość.
Siostro Joanno, legendo „dwudziestej siódmej”. Przecież my mieliśmy się nigdy nie dogadać? Jak ogień z wodą narobiliśmy „pary” i ponieważ kiedy walczy się dla Królestwa, najważniejsze, aby owa para nie poszła w gwizdek, lecz wprawiła w ruch parową maszynę, aby pokazać tym, dla których jedyny kontakt z Bogiem to katecheza w szkole, że są Bożymi dziećmi, że komuś choć trochę jeszcze na nich zależy. Dziękuję za te trudne chwile, za modlitwę i za bieg po zwycięstwo dla Pana.
Zwyciężać dla Pana nie tylko na boisku, uczyliśmy się przecież na tak wiele sposobów. Ministranci, Klub na Opoce, kurs do bierzmowania tego i zeszłoroczny. Mateusz, Krzycho i Adrian – chluby parafialnej asysty. Dzięki za czas, za zrozumienie i Waszą obecność. Moi młodzi blogerzy – Weronika z cudownym świadectwem o prawdziwej miłości, Paweł – z cierpliwością do kamery, komputera i mnie osobiście. Opokowicze, Rzymianie, słowem Przyjaciele. Nie sposób wszystkich wymienić, wszystkim podziękować. Niech Bóg Was dalej prowadzi, niech błogosławi i strzeże. Nie mówię żegnajcie, lecz „do zobaczenia”.
Za tyle mądrych słów które przeczytałam, dziękuję księdzu. Za mądre kazania acz przeczytane często w pośpiechu :), dziękuję. Za kolędy czas wesoły, za umiejętność przekroczenia progu i zjednania sobie parafian, po stokroć.