Dzienne archiwum: 27 lutego 2014

Katecheza w szkole czy przy kościele?

Fot. ? Africa Studio - Fotolia.com
Fot. ? Africa Studio – Fotolia.com

Jutro piątek. Mój szkolny dzień. Przeglądam raz jeszcze to, co będzie przedmiotem moich katechez. Robię także przegląd najnowszych wiadomości i mimo woli dostrzegam kolejną polemikę na temat miejsca katechezy w Polsce. Aż dziw bierze, jak ludzie nie mający do czynienia z katechezą „uszczęśliwiają na siłę” Kościół postulując powrót do salek katechetycznych, pisząc, że młodzież ma słabą wiedzę po lekcjach religii w szkole, przestaje chodzić do kościoła, a poza tym w szkołach redukuje się inne przedmioty.  Dla tych, którzy spoglądając wstecz są przeciwni religii w szkole mam kilka zasadniczych pytań.

Po pierwsze, czy jak słabego katechetę przeniesiemy z sali szkolnej do katechetycznej, to od razu poprawi się wiedza religijna Polaków? Warto może zastanowić się, choć pytanie zabrzmi wręcz nieprawdopodobnie, skąd się biorą katecheci w szkołach?

Po drugie, kto będzie w stanie napisać plan zajęć dla katechezy odbywającej się poza szkolną siatką godzin, z uwzględnieniem zajęć pozalekcyjnych, kół zainteresowań dzieci?

Po trzecie, czy redukując godziny z innych przedmiotów redukuje się też zajęcia z WF? Religia dobrze prowadzona jest jednocześnie lekcją, gdzie dzieci i młodzież ćwiczą swoją kondycję z człowieczeństwa i chrześcijaństwa. Czasem zwyczajnie po ludzku w odhumanizowanym świecie chcą „przymierzyć świat w którym żyją” do wartości, jakie głosi się na katechezie.

Jak natomiast poprawić efektywność katechezy? Odpowiedź równie banalna, co niewykonalna w polskiej rzeczywistości: Po pierwsze, nie zmuszać do pracy w katechezie tych księży, którzy się do tego nie nadają, nie potrafią lub nie lubią. Męczą siebie i katechizowanych. Niech się zajmą innymi czynnościami duszpasterskimi, których póki co nie brakuje. Czy wszyscy księża dla zasady muszą robić wszystko? Co zaś do katechezy świeckich. Może warto zaproponować katechetce, która nie ma o tym pojęcia i czas upływa jej na walce o byt, a ma tzw. trudną sytuację finansową, aby zamiast uczyć religii gotowała proboszczowi jako gospodyni. Chyba, że troska o jakość strawy duchowej przegra z troską o jakość stawy doczesnej…

Po drugie, pozwolić katechizowć tym, którzy to lubią,  jeśli tylko mają dobry kontakt z dziećmi i młodzieżą, mają coś więcej do powiedzenia niż tylko „bo ja tak mówię” mianując ich prefektami bez obciążania ich obowiązkami, które z powodzeniem mogą wypełnić inni księża, niekoniecznie „czujący” katechezę. Rzadko który nauczyciel pracuje równolegle w innym zawodzie. Jeśli katecheza dla księdza jest „zajęciem dodatkowym”, o czym utwierdza w takim przekonaniu księży katechetów zdecydowana większość proboszczów, to o czym mówimy?

Po trzecie wreszcie, warto posłuchać, popatrzeć i zastanowić się, kogo wspiera się kwestionując zasadność katechezy w szkole. Gdyby faktycznie produkowała ateistów, te ugrupowania, które są dziś jej przeciwne, hojnie dotowałyby te lekcje, zacierając ręce, że znienawidzony przez nich katolicyzm wykańcza się własnymi rękami.

Po czwarte wreszcie, w wielu firmach świeckich jest tzw. system motywacyjny. Za dobrze wykonaną robotę jest premia. Za nadgodziny dodatkowa zapłata lub wolne do odebrania. Tymczasem w wielu diecezjach w Polsce księża katecheci mają „obcinane” wynagrodzenie pobierane w szkole, a to celem „wyrównywania szans” z tymi, co nie uczą, a to tytułem wspomagania wielu skądinąd szlachetnych celów. Tak jakby katecheta szedł do szkoły tylko dla pieniędzy a wracając do domu nudził się z nadmiaru czasu. Kiedyś złożyłem propozycję jednej z moich najtrudniejszych klas, kiedy zaczęli mi wypominać, że pobieram wynagrodzenie za pracę w szkole. Propozycja brzmiała. Moja pensja z całego miesiąca za jeden dzień z ich klasą dla rodzica, który się na to zgodzi. Do dziś nie ma chętnych.

Reasumując, jako podsumowanie tych refleksji przywołam epizod z życia bł. Matki Teresy z Kalkuty. Pewien dziennikarz widząc jej posługę wśród umierających nędzarzy z Kalkuty wykrzyknął: Matko, ja bym nie robił tego nawet za milion dolarów! Na co Matka Teresa odpowiedziała bez wahania: „ja też!”