Kolejna kolędowa wizyta. Drzwi otwiera mi mieszkająca obok sąsiadka. Starsza Pani leży nieruchomo w łóżku. Obok łóżka stary, stacjonarny telefon oraz radio z którego dochodzi głos odmawianego różańca. Kobieta jest przytomna, w pełni władz umysłowych. Niestety ciało odmawia posłuszeństwa. „To już około dziesięciu lat, proszę Księdza”, słyszę od schorowanej staruszki. „Ale mam Radio Maryja. Modlę się cały dzień. Co ja bym bez niego zrobiła”, dodaje. Przypominają mi się się w tym momencie słowa bł. Jana Pawła II, które miał powiedzieć do swojego osobistego sekretarza, kiedy przestał chodzić: „Ja to dziękuję Panu Bogu, że się zacząłem starzeć od nóg, a nie od głowy”. Moja rozmówczyni nie traci pogody ducha. Cierpienie przyjmuje z niezwykłą godnością. Na ogół jest sama. Kilka życzliwych osób, bliskich bądź sąsiadów, zagląda do niej i się nią opiekuje. Jednak całe długie godziny dnia i nocy jest sama, wsparta jedynie wspólnotą modlitwy i cierpienia, jaka zjednoczyła się wokół Radia Maryja.
Takich osób w parafii, nie licząc miasta jest więcej. Jedni bardziej „pokonani” przez choroby i dolegliwości wieku, inni mniej. Słyszę jednak bardzo często tę samą frazę: „Jak dobrze, że jest Radio Maryja”. Chrystus powiedział kiedyś: „gdzie dwóch, albo trzech zgromadzi się w Imię Moje, tam i Ja jestem z nimi”. Radio Maryja daje poczucie bycia wspólnotą i we wspólnocie, i co najważniejsze, we wspólnocie modlitwy.
Wracam z tej wizyty z poczuciem, że ci starsi, schorowani ludzie, przykuci do łóżka nie zostali zupełnie sami. Otoczeni modlitwą i dający innym dar swojej modlitwy i cierpienia, żyją rytmem Radia Maryja. Całe życie słyszeli, że muszą z siebie dawać wszystko dla socjalistycznej ojczyzny. Teraz, socjalizm zamienił się w socliberalizm, który nie potrzebuje starszych, schorowanych ludzi, bo są obciążeniem dla ZUSu. Zostali schorowani, wykorzystani i samotni. Zazwyczaj nie narzekają. Bardziej niż o siebie i swój los, martwią się o losy ojczyzny, której oddali kiedyś swoje siły i swoją młodość, a która dziś nie ma dla nich nic do zaoferowania. Oni jednak dają jej to, co mogą. Swoją modlitwę i swoje cierpienie. Często słyszę też z ich ust troskę o los i przyszłość młodego pokolenia. Nie ma w ich postawie nic z agresji, nienawiści czy złości, tak chętnie przypisywanej im przez wrogów Toruńskiej Radiostacji. Jedynie poczucie bezradności, czasem żalu z poczucia przegrania walki o swoje dzieci i wnuki, które czasem daleko odeszły od Boga i Kościoła. Mimo to, kochają je i odkładają ostatni wdowi grosz właśni dla nich. „Wie ksiądz, muszę im trochę pomagać. Rodzice nie dają rady, to ja muszę”, mówi kolejna „moherowa babcia”. Po chwili dodaje. „Modlę się, żeby się nawrócili, bo wtedy mogłabym spokojnie umrzeć…”.
Te same wnuki, jeszcze nie tak dawno temu, ku uciesze liberalnych mediów „chowały babciom dowody”, żeby „mohery” nie rządziły Polską. Dziś pomstując na Kościół, duchownych i „moherów” wyjeżdżają za chlebem na krańce Europy i świata nie mając pojęcia, kto tak na prawdę ich kocha, a kto nimi manipuluje.
Są jednak i tacy, którzy zdają sobie sprawę z tego, że Pan Bóg stworzył świat aniołów niewidzialnym, dlatego też „wymyślił” babcie i dziadków, aby przypominały o istnieniu aniołów i ich naśladowały. Tym też, choć nieco spóźniony ze względu na kolędę, ten wpis z okazji dnia babci i dziadka dedykuję, kończąc go znanym słuchaczom Radia Maryja tekstem piosenki:
„A my kochamy moherowe berety,
Te nasze mamy w nich pięknie wyglądają.
To dumne damy i mądre kobiety,
Co swą rodzinę i swój polski dom kochają.
My uwielbiamy berety moherowe,
Za ich odwagę i życie dla Kościoła.
I całujemy z szacunkiem siwą głowę,
Bo moherowy beret serce ma anioła.”