Roczne archiwum: 2013

Jutro nadejdzie koniec…

Apocalypse after war abstract skull and birds
Fot. ? udra11 – Fotolia.com

 Nie, nie mam żadnych „przecieków z Góry” na temat końca świata. O tym wie tylko Bóg i nikt inny. Tyle mówi Pismo św. Kilkanaście dni temu poprosiłem jednak moich młodych „redaktorów”, aby zrobili „mini sondę” w jednym z lubelskich gimnazjów, stawiając dwa pytania: „co byś zrobił, gdybyś wiedział, że jutro będzie koniec świata?” Najciekawsze odpowiedzi, jakie zarejestrowały dziewczyny na dyktafonie to: „Starałabym się uratować moich bliskich”, „Starała bym się spędzić ten dzień z moimi najbliższymi spełniając swoje marzenia i modląc się”, „przede wszystkim spędziła ten czas z przyjaciółmi i rodziną, spełniła swoje marzenia o ile to było możliwe, modliła się i chyba tyle..”, „poszłabym do kościoła, wyspowiadała się, potem bym zadzwoniła do wszystkich, których znam, lub napisała na Facebooku, pogodziła się z nimi, albo im „nawrzucała” – to zależy i upiła bym się (sic!)”.

Przyznam, że kilkanaście lat temu, pracując w innej szkole również prosiłem o zrobienie takiej sondy, więc i tym razem spodziewałem się podobnych wypowiedzi. Praktycznie jedyna większa różnica to ta, że wtedy nie było Facebooka. Modlitwa, pogodzenie się z bliskimi, spełnienie marzeń, czy różnego rodzaju „ucieczki typu alkohol”.

Czy na tyle zasługujemy? Czy gdyby nam dać wszystko o czym marzymy, bylibyśmy spełnieni? Gotowi odejść?

Ile razy staję nad grobem prowadząc pogrzeb, zastanawiam się, czy człowiek na tyle tylko zasługuje. Czy ta dziura w ziemi, to koniec marzeń o szczęściu i miłości? Czy pogoń całym naszym życiem za spełnieniem się, to iluzja, narkotyk, który funduje nam „odlot”, daje speeda do działania, po którym boleśnie budzimy się starzy, schorowani i pozbawieni nadziei, że cokolwiek będzie jeszcze lepiej…?

Dziś Dzień Zaduszny. Czas szczególnej modlitwy, za tych, którzy wciąż oczekują w czyśćcu na swoje spełnienie, bo przecież te miliony ogników rozświetlających cmentarze te chryzantemy, którymi zakwitły nagrobki, wreszcie każde wyszeptane „wieczny odpoczynek” nie mogą nas mylić. To jeszcze nie koniec!

„Dlaczego mnie do raju bram prowadzisz drogą taką krętą?”

ant Sisyphus rolls stone uphill on mountain, concept
Fot. ? Antrey – Fotolia.com

„Dlaczego mnie do raju bram prowadzisz drogą taką krętą i ciągle mnie doświadczasz tak, jak gdybyś chciał uczynić świętą. Ja się nie skarżę na swój los, pokorna jestem jak baranek i tylko mam nadzieję, że przecież wiesz co robisz Panie.” Pyta Edyta Geppert w piosence „Zamiast”.

To jedna chyba nie do końca to samo, co słynna scena z niezapomnianej kreskówki „Mrówka Z.” Pamiętacie? Biedna „Mrówka Zet” stoi sfrustrowana i mówi do swojego psychoanalityka: „Ja mam wrażenie, że ja się tu w ogóle nie liczę”. Po czym analityk zadowolony z wyznania pacjentki konkluduje: „Brawo Zet! Dokonałaś przełomu! Ty się tu na prawdę w ogóle nie liczysz…”

Niestety świętość na codzień bardziej kojarzona jest przez wielu z wyznaniem Mrówki Z. niż z piosenką Edyty Geppert.

Świętość dla niektórych, to miejsce w anielskich chórach, co dla ludzi nie będących melomanami bardziej może kojarzyć się piekielnymi torturami, niż niebiańskim zachwytem.

Innym błędnym skojarzeniem świętości jest mowa zastygłych figur, niezmiennych od wieków stojących zawsze w tym samym miejscu na największych nekropoliach tego świata.

Czym więc jest świętość? Jak jest w niebie? Biblia mówi, że nie sposób tego opisać. Moim uczniom, daję zawsze jednak tę samą radę, kiedy chcą poczuć smak nieba. Proszę, aby na chwilę zamknęli oczy i przypomnieli sobie najszczęśliwszy moment swojego życia. Po czym by spróbowali wyobrazić sobie, że to tylko migawka, maleńki trailer tego, co będzie w niebie, swoista pocztówka z pozdrowieniami od Stwórcy, który mówi: „Nie łam się. Jestem i pamiętam o Tobie. Kiedyś będziemy już na zawsze razem”.

Czy to nie piękne, że niebo to nie miejscówka chórze ani też zaproszenie na „bal wszystkich świętych”, ale to szczęście skrojone dokładnie na naszą miarę, jak najprzedniejszy garnitur, jak olśniewająca suknia, niepowtarzalna kreacja, przygotowana na najważniejszy moment naszego życia – na wieczne „teraz”, którego nikt nam nie odbierze?

Stąd też tym, którzy nie wyobrażają sobie lepszego miejsca na wieczność, niż to, które mają na ziemi, tym, którzy boją się, że Bóg nie trafi w ich gusta, oraz tym, dla których każdy nowy dzień wiąże się z pytaniem: ile jeszcze wytrzymam, chciałbym korzystając z tego bloga powiedzieć słowami tej samej piosenki „Zamiast”:

To życie minie jak zły sen
Jak tragifarsa, komediodramat
A gdy się zbudzę, westchnę – cóż
To wszystko było chyba… zamiast
Lecz póki co w zamęcie trwam
Liczę na palcach lata szare
I tylko czasem przemknie myśl
Przecież nie jestem tu za karę.

Dziś czuję się, jak mrówka gdy 
Czyjś but tratuje jej mrowisko 
Czemu mi dałeś wiarę w cud 
A potem odebrałeś wszystko. 
Ja się nie skarżę na swój los 
Choć wiem, jak będzie jutro rano 
Tyle powiedzieć chciałam ci 
Zamiast… pacierza na dobranoc

 

Holy wins!

Praise The Lord
Fot. ? gracel21 – Fotolia.com

„Coś ty taki święty? Myślałby ktoś, że jesteś taka święta? Świętoszek się znalazł…” Jednym słowem obiegowe opinie na temat świętości nie są zachęcające. Stąd, tam gdzie upada kult prawdziwego ideału, pustka zostaje zastąpiona wykreowanymi na tę okoliczność nimfami czy lalusiami, którym manager dyktuje nawet sposób pomachania do kamery.

W roku ubiegłym finalizując przygotowanie do bierzmowania prosiłem, aby młodzież szukając sobie patrona, którego imię chce obrać, zasugerowała się nie tylko egzotyką bądź melodyjnością brzmienia imienia patrona, lecz przede wszystkim przykładem jego życia. Bo święty, to przecież gigant ducha. To pozytywny bohater, który pozostał wierny temu, w co wierzył, mimo pokus i niejednokrotnie prześladowań.

W odkrywaniu roli i znaczenia świętych niezapomniana była tutaj pielgrzymka do Rzymu, i nasz swoisty „szlak świętych”. Święci Apostołowie Piotr i Paweł – giganci i filary Kościoła, którzy mieli swoje wzloty i upadki, a przede wszystkim mieli swój moment nawrócenia.

Święta Cecylia – kilkunastoletnia dziewczynka, której piękno sprawiało, że nawet sędzia i kaci błagali ją, aby porzuciła wiarę w Chrystusa i ocaliła swoje życie. Dziś odwiedzającym katakumby św. Kaliksta ukazuje się rzeźba młodego dziewczęcia z twarzą pochyloną ku ziemi. Na szyi widoczny znak cięcia mieczem. Po kilku dniach męczarni postanowiono ją w ten sposób dobić… Złożona w grobie, jeszcze żywa, nie mogąc wyznać wiary w Boga Jedynego słowem, złożyła swoje palce w znak ukazujący wiarę w Jednego Boga w Trzech osobach.

Święta Agnieszka – dwunastoletnia dziewczynka, która skazana na śmierć, miała zostać wcześniej zhańbiona, jako że prawo rzymskie zabraniało karania śmiercią dziewic. Zaprowadzona do domu rozpusty, obroniła swoją godność i czystość. Złożona na stosie i dobita poprzez ścięcie głowy.

Dlatego też budzi nadzieję inicjatywa, zataczająca coraz szersze kręgi, organizowania dla dzieci i młodzieży imprez o określanych jako „Holy wins” – święty zwycięża! Nie chodzi tu jedynie o konkurencję względem rodzimych adaptacji pogańsko – satanistycznego Hallowen, ale także, a może przede wszystkim o ukazanie prawdy o świętości. Święty, to przecież nie śpiewający laluś, dziś uwielbiany przez nastolatki, które jutro będą wstydzić się każdego za nim westchnienia, ani też nie biedna dziewczynka oślepiana światłem fleszy, zanim zdążyła jeszcze dorosnąć i zrozumieć, brutalne zasady show biznesu.

Święty, to ktoś, kto nawet pokonany zwyciężył i zwycięża do dziś w sercach ludzi, szukających prawdziwego sensu życia.

Porozmawiaj ze mną

Interview
Fot. Fot. ? zmijak – Fotolia.com

Przedział kolejowy. Siedzą sam na sam nieśmiały młodzieniec i jeszcze bardziej nieśmiała białogłowa. Młodzieniec próbuje zagadywać: „Ma pani piękne włosy.” W odpowiedzi słyszy jedynie: „uhu”. Nie zrażając się kontynuuje „podryw”. „Ale ma pani ładne oczy”. Znowu słyszy tylko „uhu”. Tym razem więc nieco bardziej prowokacyjnie mówi: „Jakie ma pani ładne zęby”. Tym razem białogłowa przełamuje wstyd i pyta:”wsyskie tsy?” Oto prawdziwa oszczędność w wypowiadaniu słów. Gdyby nie dała się sprowokować, pewnie ów uroczy dialog byłby dalej kontynuowany.

Środa, spotkanie Zarządu Opoki jak co tydzień. Nowe projekty, wiele pomysłów i galopujący czas, którego wszyscy ciągle mamy za mało. Powrót z Warszawy, również, jak co tydzień. Tyle, że droga zakorkowana sporo przed Kołbielą. Dzięki temu przeżywam prawdziwą lekcję, którą zafundowałem sobie pięć lat temu, kupując CB radio. Ten, kto został „mobilkiem” montując w swoim samochodzie to cudowne urządzenie, wie, jak wiele można się z niego dowiedzieć. Wie również, że po dziesięciu minutach stania w jakimkolwiek korku, ludzie zwyczajnie zaczynają „wychodzić z siebie”. Nie dziwi już więc beczenie jednego, którego gdyby nie ludzki wygląd można by z czystym sumieniem uznać za barana. Można, choć z trudem przywyknąć do „transmitowania na kanele 19 CB” ciężkostrawnych fragmentów czegoś, co niektórzy nazywają muzyką. Bardziej dziwić się można „karmieniu trolla”, przez święcie oburzone takim zachowaniem „mobilki”, które nie mogąc dostać w swe wychowawcze ręce takich radioamatorów, nie zważając na kryzys, rzucają na prawo i lewo „mięsem”, odmieniając przez wszystkie przypadki owe trzy rzeczowniki i jeden czasownik.

Wreszcie mijam Kołbiel, docieram na miejsce i ochłonąwszy co nieco po dłuższej niż zwykle podróży siadam „za sterami” mojego wysłużonego acera. Sprawdzam, co mądrego ludzie napisali. Poczta pełna reklam, a Fb jak zwykle karmi mnie „zaproszeniami do gier”, oraz wystawiającymi na próbę ową świętą cierpliwość profilami „milusińskich” na których znów pojawia się ta sama „mantra”. Daj mi „lajka” jak popierasz, „daj komentarz, jak jesteś przeciw”. Tudzież: Pytać, bo się nudzę: „ASK”. Gdzieniegdzie trafia się udostępnienie bardziej „pikantnych kawałków” lub zabawa w literki. Miary zniechęcenia dopełnia „Test przyjaźni”, który już znam na pamięć. „Leżę w szpitalu i umieram. Kto mnie odwiedzi, bo chcę wiedzieć, czy mam prawdziwych przyjaciół”… Tak jakoś to leciało.

Cóż, wygląda to na wersję komunikacji interpersonalnej na poziomie „beczenia” do CB Radia, tyle że w wydaniu dzieci.

Ale dość! Gdzieś w pamięci odgrzebuję słowa znanej mi piosenki Perfectu: „Smutne jak trzymany w cyrku wilk
W szponach strachu klucząc wciąż
Usiłują żyć
Księżycowe dzieci
Co na dworcach śpią
Księżycowe dzieci
Które kuszą los
Księżycowe ludzie
Folklor wielkich miast
Księżycowi ludzie
Jak przybysze z gwiazd
Księżycowe dzieci
Które zdradził świat
Księżycowi ludzie
Żyją obok nas
Księżycowe dzieci
Których nie chce nikt
Coraz więcej ich…”

Co sprawia, że nasz dorosły świat „produkuje coraz więcej „księżycowych dzieci?” Nuda, czy samotność? Nie umiem powiedzieć, ale po całym męczącym dniu, w głowie gdzieś kołaczą się słowa Pana Jezusa: „Powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony”.

Bądźmy rozważni w doborze używanych słów. Wszak one kształtują rzeczywistość, a dzieci uczą się mowy od dorosłych, i chyba dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby w naszych rodzinach i szkołach żyły „niebiańskie”, a nie „księżycowe” dzieci.

Beznadzieja

beauty girl cry
Fot. ? Chepko Danil – Fotolia.com

Stara indiańska anegdota mówi, że onegdaj nijaki Winnetou został schwytany przez wrogie plemię. Ci przywiązali go do drzewa, i udali się na naradę, co zrobić z takim jeńcem. W tym czasie Winnetou słyszy jakiś głos, który mówi do niego: „Winnetou, masz przechlapane”. Ten zaś niezbyt zaskoczony tym stwierdzeniem odpowiada krótko: „Przecież wiem”. Wtem głos, nie przedstawiając się ani nie wtajemniczając biednego Indianina mówi: „Winnetou, zaraz cię uwolnię, a ty pod drzewem znajdziesz tomahawka. Weź go i zabij wodza tego plemienia. Winnetou bez namysłu skoro został tylko uwolniony, bierze tomahawka i biegnie w kierunku wodza odbywającego naradę. Rzuca się na niego, zabija go i …zostaje ponownie schwytany. Przywiązany na nowo do drzewa, oczekuje na werdykt nieźle rozzłoszczonego takim rozwojem wypadków plemienia i znów słyszy głos: „Winnetou?!”. Poważnie przerażony z nadzieją pyta: „taaak?” i słyszy w odpowiedzi: „teraz to dopiero masz przechlapane…”.

Owszem bywają w naszym życiu sytuacje, gdy wydaje nam się, że już nic gorszego nie mogło się zdarzyć. W dzieciństwie było to przeoczenie „Teleranka”, utrata czołgu przez załogę „Czterech pancernych i psa” czy złamanie się ołówka podczas szkicowania wymarzonego indiańskiego namiotu. Z czasem problemów ludziom przybywa i wydaje im się, że niezdany egzamin, pięć punktów karnych i trzy stówki mandatu za „wyścigi z nieoznakowanym radiowozem”, tudzież kończący się zasiłek dla bezrobotnych są szczytem nieszczęścia, jakie się mogło wydarzyć i sytuacją, z którą raczej skakać do Bystrzycy, niż mieć nadzieję na jej rozwiązanie.

Te jednak i inne problemy bledną, gdy kończy się „gwarancja na zdrowie”, kiedy na uroczystość Wszystkich Świętych trzeba kupić jednego znicza więcej, czy też kiedy samotność zdaje się być coraz częstszym niechcianym towarzyszem z którym człowiek spędza najwięcej czasu.

Owszem strach ma wielkie oczy i kategorie sytuacji określanych jako beznadziejne zmieniają się wraz z wiekiem. Aż strach pomyśleć, jak Pan Bóg musi nad nami kiwać głową z politowaniem, kiedy widzi, że nasze nawet najbardziej beznadziejne życiowe sytuacje są wciąż na poziomie złamanego ołówka, patrząc z perspektywy wieczności. Strach lubi pukać do naszych drzwi, kiedy jednak otwiera mu odwaga, okazuje się, że nikogo tam nie ma.

Dziś św. Judy Tadeusza – patrona spraw beznadziejnych. Domyślam się jednak, że ów święty, mógłby się wykazać całkiem pokaźną liczbą spraw „niezałatwialnych”, które byłby pomógł załatwić. Jak to możliwe?

Być może jego recepta na rozwiązanie takich problemów, wcale nie leży w ciągłym przekonywaniu Pana Boga do zmiany Jego wcześniejszej decyzji, lecz do przekonania nas, abyśmy szeroko otwarli oczy i zobaczyli, że świat ani się od nas nie zaczął ani się na nas nie kończy. Kiedy już w ten sposób ów cudowny patron pomoże nam pozbyć się pychy, która wmawia nam, że my i tylko my możemy coś sami z siebie osiągnąć, z wiarą i ufnością ugniemy własne kolana, aby porozmawiać z Tym, który ma rozwiązanie wszelkich możliwych problemów. Raz pokaże nam drogę, której wcześniej pycha nie pozwoliła nam dostrzec, innym razem pomoże nam zrozumieć, że największa nawet tragedia na tym świecie, nie przewyższa problemów przedszkolaka, gdy weźmie się pod uwagę ten drugi, cudowny świat i rzeczy, które tam na nas czekają.

św. Judo Tadeuszu, patronie dnia dzisiejszego – dzięki Ci, że jesteś!

Lizak i wazelina

little girl eating red heart lollipop
Fot. ? Lsantilli – Fotolia.com

W pewnej małej miejscowości, w czasach, gdy lizaki pochodziły ze sklepów a nie z biedronek, pewien starszy pan, jak zawsze w poniedziałek udał się do małego sklepiku, gdzie regularnie zwykł robi zakupy. Uprzejmy sklepikarz podał wszystko co trzeba, doradził i co jakiś czas obdarował nawet drobnym upominkiem. Tego dnia jednak, klient był prawie pewien, że coś jeszcze powinien był kupić, lecz niestety, pamięć z każdym rokiem płatała mu coraz większe figle. Sprzedawca próbował więc pomóc, wymieniając prawie połowę swego asortymentu, ale zawsze starszy pan odpowiadał tak samo: „nieeee, to na pewno nie to. Ale miałem coś jeszcze kupić, żona mi kazała.” Wtem do sklepiku wchodzi znienacka burmistrz. Uczynny sprzedawca, znudzony zapewne dialogiem ze stałym klientem, bo nie sposób posądzać go o inne motywy jego zachowania, biegnie czym prędzej ku drzwiom, kłania się w pas, bierze pod rękę niecodziennego klienta powtarzając jak mantrę: „Witam Pana Burmistrza. Co za niespodzianka, jaki zaszczyt” i tak kiedy zakończył tę nietypową litanię po raz trzeci i miał już powtórzyć to samo po raz czwarty odwrócił jego uwagę ów starszy pan, z nieukrywanym uśmiechem, trącając go delikatnie w ramię i mówiąc: „Wiem! Już wiem! Przypomniałem sobie! Żona kazała mi kupić jeszcze paczkę wazeliny…”

Nic dodać nic ująć, poza tym, że wazelina ma to do siebie, że smarując jednemu, funduje się czasem iście nieplanowany poślizg innym, którzy znajdą się w niewłaściwym czasie i miejscu. Co jednak, kiedy ktoś tak przyzwyczaił się do otrzymywania „lizaków”, że bez wazeliny żyć nie może? Warto chyba przypomnieć sobie wówczas, że „lizak”, czy jak kto woli „wazelina” jest asortymentem stosowanym hurtowo przez tego samego, który rad jest skłócać ludzi poprzez obmowy, oszczerstwa i niegodziwe gadki. Szatana, ojca kłamstwa.

Jezus Chrystus mówi: „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”, po czym w innym miejscu dodaje: „Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem”. Pośród nas ludzi, zawsze istnieje pokusa pójścia drogą na skróty. Drogą taką, jaką idzie świat. Niestety, droga nawilżona „wazeliną”, z drugiej zaś strony droga oszczerstw i obmów nigdy nie będzie tożsama z Drogą pisaną przez duże „D”, będącą synonimem samego Chrystusa. Nie będzie też tą drogą, droga osądzania innych, spoglądania na nich z piedestału własnej pozycji społecznej, zawodowej czy innej.

Czasem jedno słowo podpowiedziane przez Złego i wypowiedziane w iście najgorszej z możliwych chwil, potrafi zrujnować w człowieku takie cuda Boże jak zaufanie, pobożność, życzliwość.

Pan Jezus mówił wielokrotnie, że po owocach poznaje się każde drzewo. My ludzie, zwłaszcza posługujący słowem, nie możemy zapominać o innych słowach Pisma św., mianowicie, że sprawdzianem dla człowieka są jego słowa. Słowa, które wypowiadał faryzeusz z dzisiejszej Ewangelii były przecież prawdziwe. Zarówno te, o nim samym, jak i o klęczącym w tyle świątyni celniku. Niestety „lizak” jaki sobie zafundował przed Obliczem Boga sprawił, że poślizgnął się na nim, jak na paczce wazeliny i upadł niżej, niż znajduje się człowiek klęczący na kolanach. Celnik zaś klęczący w uniżeniu, w tym samym czasie dzięki Bożej miłości powstał z kolan, by więcej nie upadać.

Warto więc uniżyć się do klęknięcia na kolana, zwłaszcza w chwili, gdy Zły każe po niebezpiecznej, wysmarowanej wazeliną drodze, piąć się na piedestał świata. Jeśli Chrystus zechce, podniesie nas jak celnika i poprowadzi ku sobie wiadomym tylko horyzontom.

Bo spoglądanie na innych z góry ma sens tylko wtedy, gdy patrzy się na nich z …wysokości krzyża.

Polecany wpis: „Młodzieńczym okiem” – Kasia o byciu sobą

Wielkie spanie

Neugeborenes Mädchen

Fot. ? S.Kobold - Fotolia.com

 

Jak wieść gminna niesie, jutro, czyli w niedzielę szykuje się nam wielkie spanie. Śpimy podobno o godzinę dłużej, a jako że w przyrodzie nic nie ginie, zysk z jutra będziemy musieli oddać już na wiosnę.

Gdy o spaniu jednak mowa, warto przytoczyć jedną z parafialnych anegdot, która głosi, że zdarzyło się kiedyś w jednej z parafii, w czasach, gdy nie potrzeba było jeszcze święceń kapłańskich do zbierania tacy, iż kościelny idąc po składce podczas niedzielnej, porannej mszy św., Czytaj dalej Wielkie spanie

Czym się różni szafa od toalety?

Toilet seat in bathroom

Fot. ? Photographee.eu – Fotolia.com

Opowiadał mi kiedyś znajomy kapłan, jak w grupie młodzieży postawił takie właśnie pytanie. „Czy wiecie, czym różni się szafa od toalety?” Wyczuwając z daleka dowcip, młodzi podzielili się zasadniczo na dwie grupy. Jedni próbowali rozwiązać zagadkę, inni śmiejąc się deklarowali, że nie wiedzą, aby na koniec wszyscy zgodnie stwierdzili, „no dobrze, nie wiemy. Niech Ksiądz powie”. Tego momentu oczekiwał właśnie ów kapłan, bo już po chwili Czytaj dalej Czym się różni szafa od toalety?

Bardzo złe wieści…W Mbaranga dzieci nie mają już „dormitorio”…

Kaplica1

Kaplica zniszczona przez wichurę

pożar

Płonące dormitorio…

 

Bóg powiedział do Adama: przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu:
w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie
po wszystkie dni twego życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła,
a przecież pokarmem twym są płody roli. W pocie więc oblicza twego
będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki ni e wrócisz do ziemi,
z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz!”

Przypominamy sobie o tych fragmentach, gdy niosące życie żywioły zwracają się przeciw człowiekowi. Czytaj dalej Bardzo złe wieści…W Mbaranga dzieci nie mają już „dormitorio”…