Dzienne archiwum: 8 listopada 2013

Gdy rzuci nas dziewczyna…

bambino che guarda la pioggia che cade dal vetro
Fot. ? elisabetta figus – Fotolia.com

Jakie mogą być sytuacje, gdy ciężko jest nam pogodzić się z wolą Bożą, zaakceptować ją? Odejście – śmierć bliskiej osoby, poważna choroba oraz …gdy rzuci nas dziewczyna – usłyszałem dziś w mojej przesympatycznej, choć nieco rozgadanej klasie … piątej szkoły podstawowej. Zaczęło się od Abrahama, który najpierw posłuchał głosu Boga i opuścił swój dom, aby pójść do ziemi wskazanej przez Boga, a następnie gotów był poświęcić co miał najcenniejszego – swojego syna Izaaka.

Ostatnimi czasy wiele się mówi o – nazwijmy to eufemistycznie – dzieciach nazbyt dorosłych, jak na swój wiek. Dla „frontowego katechety” to można by rzec nihil novi sub sole. Większe zaskoczenie przeżyłem kilka lat wcześniej, gdy z liceum przeszedłem do szkoły podstawowej, i prowadziłem również lekcję o Abrahamie. Opowiadając w trzeciej klasie  SP o tym Patriarsze, przedstawiłem go jako człowieka, który mimo, że wiele posiadał, nie był szczęśliwy, gdyż on i jego żona nie mieli dzieci, choć bardzo chcieli. Wówczas błyskotliwy dziewięciolatek nie zgaszając wcześniej chęci wypowiedzenia na cały głos swojej opinii, postawił pytanie, nazwijmy to znów eufemistycznie, o komplementarność budowy anatomicznej Abrahama. To była pierwsza w moim życiu lekcja, której nie dokończyłem. Kiedy klasa przestawała się śmiać, zaczynałem ja, nie mogąc zapanować nad sytuacją i tak na zmianę.

Pamiętam jak kiedyś znalazłem się w szkole, w grupie „maluchów” z pierwszej klasy. Dzieci śmiejąc się głośno o czymś rozprawiały i wskazywały na swoją koleżankę: „niech księdzu powie, kim będzie jak dorośnie”. Ona zaś mimo braku mojej reakcji, głośno z uśmiechem odpowiedziała na zaczepkę rówieśników, ujawniając swoje życiowe plany, a gdy zapytałem, czy wie, co znaczy słowo, którego użyła, odpowiedziała bez wahania: „no będę się rozbierała w telewizji”…

Innym zaś razem zabrałem dzieciom w czasie lekcji w piątej klasie podstawówki karty, tzw. „Flirt”. Stwierdziłem krótko, że oddam wychowawczyni, z prośbą o rozmowę z rodzicami. Reakcja klasy była do przewidzenia. „Ale co w tym złego”. Wziąłem pierwszą kartę z brzegu, nie pamiętam co tam było, ale brzmiało dość dwuznacznie. Stąd przeczytałem tekst, chcąc dać pytającym argument, ale oni dalej nie widzieli w tym nic złego. Wtem przychodzi mi z pomocą inna uczennica, mówiąc że na innej z kart jest taki a nie inny tekst. Tyle, że tym razem …dla mnie nie wydawał się on jakiś dwuznaczny. Wydawało się, że brzmi zupełnie niewinnie. Więc teraz ja pytam, co w tym złego, na co klasa reaguje gromkim śmiechem. Zdezorientowany wracam do tematu, i prowadzę dalej lekcję. Równo z dzwonkiem nie proszone przeze mnie podchodzą trzy dziewczynki z tejże klasy, które widząc moje zakłopotanie postanowiły mi dość precyzyjnie opisać, co rozumieją przez ów nieszczęsny, cytowany przez klasę tekst. Słucham i własnym uszom nie wierzę. Przerywam zdecydowanie po dwóch zdaniach, nie chcąc dalej słuchać dość naturalistycznego opisu „tzw. innej czynności” o wiadomym charakterze… To był prawdziwy szok. Pamiętam jedynie że zadałem wówczas dość odruchowo pytanie. Dzieci kochane, macie po 12 lat. Skąd wy w ogóle wiecie o takich rzeczach? Na co moje rozmówczynie, bez żadnego zażenowania odpowiadają: „Jak to skąd? Internet, proszę Księdza…”.

Ten sam Internet znów od kilku dni żyje tematem niewinności dzieci. Niestety, dyskusja daleka od jakiejkolwiek merytoryki, zdaje się zupełnie pomijać fakt, że dziecko, któremu Internet, telewizja czy inny człowiek odebrali niewinność jest ofiarą, której zachowanie może dziwić i szokować, ale na Miłość Boską, jest to ofiara -dziecko potrzebujące pomocy, a nie „zaspokojenia!” Dziecko, od którego możemy odgrodzić się stalowymi drzwiami i grubymi murami w obawie, by nie naraziło na szwank naszej reputacji, ale czy to jest zadaniem głosicieli Dobrej Nowiny? Czy tzw. święty spokój i śledzenie życia z odległości szklanego ekranu sprawi, że świat stanie się choć odrobinę lepszy?

Zabiegani i często zapracowani rodzice czasem przeżywają prawdziwy dramat, widząc, jak dorosły świat odbiera im dzieciom niewinność. Zadają sobie sprawę, że zupełne odcięcie pociech od komputera czy telewizora, to półśrodek, bo za chwilę rówieśnicy w przedszkolu pomogą „nadrobić zaległości” w wiedzy z „tego” tematu.

Przynajmniej ci wierzący rodzice, chcieliby mieć pewność, że mają w nas kapłanach sojuszników w walce o niewinność i bezpieczeństwo swoich dzieci, a kiedy mimo to, dzieci „zbyt wcześnie dorosną”, chcieliby liczyć, że pospieszymy na ratunek, walcząc do końca o każdą skrzywdzoną duszę, by ją ocalić dla dla Boga.

Bo jeśli nie my, nie mający własnych żon i dzieci, staniemy na froncie walki o godność i niewinność rodzin i dzieci, to kto ma to zrobić? Władza świecka, która dziś tak bardzo wystraszyła się głosu rodziców, że postanowiła odebrać im prawo do zdecydowania, jak ma wygląda edukacja ich dzieci?

A może chcemy, by kolejne pokolenie znów wyśpiewało:

„Nauczyli nas regułek i dat,
Nawbijali nam mądrości do łba,
Powtarzali, co nam wolno, co nie,
Przekonali, co jest dobre, co złe.

Odmierzyli jedną miarą nasz dzień,
Wyznaczyli czas na pracę i sen.
Nie zostało pominięte już nic,
Tylko jakoś wciąż nie wiemy jak żyć.

Dorosłe dzieci mają żal,
Za kiepski przepis na ten świat.
Dorosłe dzieci mają żal,
Że ktoś im tyle z życia skradł.”

Jeszcze gorzej jednak będzie, jeśli zamiast piosenki od „Dorosłych Dzieci” kiedyś usłyszymy od samego Chrystusa: „Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom, bo byłem dzieckiem, a …………….. .”