Zdawać by się mogło, że zawstydzanie kogoś, to najprostszy, choć niezbyt wyrafinowany sposób zwracania uwagi. „Wstydził byś się! Jak ci nie wstyd? Wstydu nie masz?” Okazuje się, że język polski zna sporo określeń motywowania do lepszego zachowania w oparciu o wstyd. Problem zaczyna leżeć gdzie indziej. Stara rzymska anegdota opowiada, jak pewien Patrycjusz udał się aby odwiedzić swojego przyjaciela. Gdy stanął u jego drzwi, przywitał go sługa przyjaciela, informując, że pana nie ma w domu. Nie przejmował się tym, że z wnętrza willi dochodziły odgłosy śmiejącego się pana, wszak „pan każe, sługa musi”. Gość nie wchodząc w szczegóły udał się do swojej lektyki i kazał nieść się z powrotem do domu. Jakiś czas później role się odwróciły. Przyjaciel zawitał do domu Rzymianina, którego kilka tygodni temu zwyczajnie spławił. Stanął u drzwi, zakołatał i usłyszał głos swojego przyjaciela: „Nie ma mnie w domu”! Stanął jak wryty i nie spodziewając się takiego powitania krzyknął: „Jak to nie ma Cię w domu, skoro słyszę Twój głos?!”. Gospodarz jednak nie dając za wygraną odparł: „Wstydu nie masz! Ja uwierzyłem Twojemu słudze, że Cię nie ma, a Ty mnie samemu nie chcesz wierzyć?”
No tak, kto i kiedy powinien się wstydzić, można by zapytać nie tylko w odniesieniu do owej anegdoty, ale także spoglądając na współczesne dzieci i młodzieży „chowanie”. Wczoraj pisałem o obecności milusińskich na portalach społecznościowych, dziś „przyczepię się niczym rzep psiego ogona” tego, czego dziś ludzie się wstydzą, a gdzie wstyd odłożyli do lamusa.
Jakieś dwa lata temu, organizowaliśmy wraz z siostrą katechetką inscenizację z okazji Świąt Wielkanocy. Tradycją stało się już to, że na tę okoliczność zwykle angażowaliśmy w grę aktorską dzieci, które do prymusów nie należały, dając im możliwość wniesienia pozytywnego wkładu w życie społeczności szkolnej i parafialnej. Inscenizacja ta opisywała historię kilkunastoletniej dziewczynki, z wiecznie skłóconego domu, która w poszukiwaniu koleżanki trafia w Wielką Sobotę do kościoła i zaczyna przypominać sobie, że kiedyś, gdy byli jeszcze normalną rodziną, przychodzili w to miejsce…
Nie o scenariusz jednak chodzi w tym epizodzie. Otóż dzieci miały zapowiedziane, że w dniu premiery, mają ubrać się w miarę odświętnie, a dziewczynkom siostra jasno i wyraźnie dała do zrozumienia, że mają przyjść na przedstawienie w spódniczkach. Jakie było nasze zaskoczenie następnego dnia, gdy na godzinę przed premierą nasze młode aktorki stawiły się w spódniczkach, które wyglądały zwłaszcza na długość, jak gdyby pozdejmowały je z lalek Barbie. Jak pamiętam do dziś, naszą pierwszą reakcją było: „jak wyście się poubierały?!” Dzieci kochane, Wy macie po dziesięć – jedenaście lat! Które dziecko w tym wieku ubiera tak „krótko”? One natomiast na to jak na komendę: „ale my nie mamy innych spódnic”… Cóż, dziecięca i młodzieżowa moda nie od dziś sugeruje, że ze „wstydem” dzieje się ostatnio coś niepokojącego. Prawdziwą jednak kopalnią wiedzy na ten temat, są zdjęcia, jakie dzieci i młodzież zamieszczają na swoich profilach na nk czy Facebooku. Przybierane przez dzieci pozy, zdjęcia robione z co najmniej „dziwnej” perspektywy, nie wspominając już o komentarzach, satanistycznych gestach czy wulgaryzmach przetaczających się jak fala ścieków przez kanał.
Czego więc nie wstydzą się pociechy? Wagarów, picia alkoholu (iście dziwna to moda, na robienie sobie zdjęć, gdzie na pierwszym planie w ręku małolata jest puszka z piwem, lub innym „turboptysiem”), ubiorów które bardziej pasowałyby na plażę niż do szkoły, palenia papierosów (pamiętam, jak przed jednym z gimnazjów (sic!) w Lublinie uczennice stojące przed szkolną furtką, aby witać przybyłych na Dzień Otwartych Drzwi kandydatów do szkoły dziarsko dzierżyły w dłoniach po „fajce”, a co jakiś czas z gracją się nimi zaciągały mając przypięte plakietki, które informowały, że są oficjalnymi przedstawicielkami społeczności szkolnej na okoliczność tejże imprezy rekrutacyjnej) itp. Gimnazjaliści zwłaszcza, nie wstydzą się również jak pokazuje „wujek Facebook” zdjęć, na których uwiecznione są chwile publicznego okazywania sobie przez nich uczuć, różnej maści „sweet fotek” robionych telefonem „z ręki” lustrze szkolnej toalety, i innych „ciekawych impresji fotograficznych”…
Co więc stało się ze wstydem? Nie, nie myślmy sobie że poszedł w nieznane. Owszem, dzieci wiedzą co to jest wstyd! Wstydzą się odczytać np.pracy domowej, w której opisują swoje zdolności, wstydzą się podejść bliżej pod ołtarz w kościele, wstydzą się czasem nawet dobrych ocen, aby nie być branym za „kujonów”. Zdarza się coraz częściej, że wstydzą się rodziców, swojej wiary i tego, że … nie są do końca jeszcze zepsute.
Jeśli życie porównamy do własnego mieszkania, to wstyd jest „zamkiem w drzwiach”, lepiej lub gorzej, ale zabezpieczającym przed nieproszonymi gośćmi. Jest narzędziem, które sforsowane siłą kwalifikuje tego, który je w ten sposób „ominął” jako włamywacza. Co dzieje się z domem, który ma wyważony zamek w drzwiach? Co dzieje się z komputerem bez ochrony antywirusowej?
Wreszcie co zatem będzie z dziećmi, które w ponoć 80 przedszkolach w Polsce poddawane mają być różnym łamiącym wstyd edukacjom „o tym i o tamtym”? Co będzie z pokoleniem, które wstydzi się dobra, a chlubi się złem i głupotą? Na kogo wyrosną dzieci, wstydzące się cnotliwego życia i marzące o karierze rodem z „zakazanych filmów”? Tego chyba do końca nie da się przewidzieć, ale trzeba chyba za wszelką cenę uczyć dzieci od małego, że wstydzić się trzeba zła a nie dobra, grzechu a nie cnoty.
Na koniec wspomnienie sprzed kilku lat. Rzecz dzieje się przed jedną z lubelskich szkół ponadgimnazjalnych. Idąc do szkoły widzę, jak uczennica za winklem inhaluje się tytoniem. Podchodzę, mimo że spłoszona zdążyła już wyrzucić papierosa i zaczynam jakże owocny dialog.
„Magda, nie szkoda Ci zdrowia?” Pytam.
„Ale ja nie paliłam, proszę Księdza.”
„Magda, przecież widziałem.”
„No mówię księdzu, że nie paliłam!”
„Magda, wiesz co, nie jesteś jedyną, którą tu spotkałem „na fajkach”, ale nie przyszło by mi do głowy, że Ty potrafisz kłamać, patrząc prosto w oczy!” Po tym zdaniu moja młoda rozmówczyni ze wstydu natychmiast zwiesza głowę jak sitowie i odpowiada bez namysłu:
„Tak, paliłam… Przepraszam.”
Wstyd włączył się w odpowiednim momencie. Spowodował zażenowanie, dał do myślenia. Czy za kilka – kilkanaście lat, wciąż jeszcze będzie się do czego odwołać?
Zapraszam do dyskusji i zamieszczania swoich spostrzeżeń w komentarzach. Życzę miłego wieczoru.
😉