Ile radości potrafi dostarczyć katecheza w szkole, wie tylko ten, kto bezwarunkowo pokochał tę formę głoszenia Słowa Bożego. Po szesnastu latach posługi myślałem, że niewiele jest rzeczy, które jeszcze mogą mnie zaskoczyć. A jednak. Człowiek ponoć uczy się całe życie i myliłby się ten, kto twierdziłby, że w szkole naukę pobierają tylko uczniowie od nauczycieli.
Moja przesympatyczna klasa piąta „D” udzieliła mi dziś lekcji, z zadaniem domowym włącznie. W czasie toku zajęć, kiedy już prawie wszystko zostało omówione i nadszedł czas na pytania, udzielając głosu zgłaszającej się uczennicy spodziewałem się czegoś, co związane będzie ściśle z tematem.
Pytanie jednak zaczęło się śmiertelnie poważnie, od słów: „Nasz Ojciec Święty, Franciszek…”, i kiedy w myślach błyskawicznie nastawiłem się na to, że dziecko poruszy bądź to jakiś ważny problem, o którym mówił ostatnio Papież, bądź przywoła strzępek medialnej interpretacji jego słów, padło zdanie które mnie kompletnie zaskoczyło. „…ma konto na Twitterze, a Ksiądz ma?” „Nie mam” odpowiadam prawie mechanicznie, i słyszę równie mechaniczną odpowiedź: „Szkoda, bo bym Księdza zaprosiła”.
Cóż, lekcja się skończyła, a ja wracając ze szkoły zacząłem się zastanawiać, czy oby czegoś nie zaniedbuję… Facebook, NK, blog… Ale Twitter? Jakoś nie pomyślałem. Przez chwilę poczułem się przyłapany na „duszpasterskim zaniedbaniu”, zwłaszcza, że „oberwałem z grubej rury”, bo wprost autorytetem Następcy Świętego Piotra. Później jednak pomyślałem, że nie wszyscy wszystko muszą robić. Obecność Ojca Świętego na Twitterze jest potężnym orężem duszpasterskim. Dociera do ludzi, dla których jego jeden wpis, jest być może jedynym kontaktem ze Słowem Bożym.
Dziś Matki Bożej Różańcowej. Święto ustanowione jako dziękczynienie Panu Bogu i Matce Najświętszej za zwycięstwo chrześcijańskiej floty nad muzułmańską pod Lepanto, w 1571 r. Sukces militarny, który zupełnie nie został spożytkowany. Koalicja chrześcijańska rozpadła się, a Imperium Tureckie niewiele ponad sto lat później, w 1683 roku ponownie postanowiło podbić Europę. Gdyby nie nasz Jan III, nie wiadomo czy Kara Mustafa nie dopiąłby swego i „zerwawszy „Złote Jabłko” miałby otwartą drogę na Rzym. Trzeba było być szalonym wizjonerem na miarę polskiego Króla, aby po kryjomu, przez wyjątkowo nieprzyjazne dla ciężkiej jazdy tereny przygotować atak z Kahlenbergu. Warto jednak nadmienić, że zanim ów szalony plan Jan III wcielił w życie, przychodząc w ostatnim momencie z odsieczą oblężonemu Wiedniowi, pokłonił się najpierw Najświętszej Panience, a do bitwy ruszył dopiero po uczestnictwie we mszy św. odprawionej na ruinach kościoła prze bł. Marka z Aviano.
Od tamtej pory świat Islamu nie zagroził już nigdy realnie Zachodowi, a sam Król po bitwie napisał do Papieża: „Venimus, Vidimus et Deus vicit”- Przybyliśmy, Zobaczyliśmy i Bóg zwyciężył.
Czy dziś, małymi rozproszonymi siłami, można odnieść zwycięstwo głosząc Ewangelię na „Cyfrowym Kontynencie”? Zarówno bitwy pod Lepanto, jak i pod Wiedniem dają taką nadzieję. Warto jednak wyciągnąć wnioski i wiedzieć, że nie przewaga militarna i nie liczebność wojsk ma tutaj decydujące znaczenie. Dowodzenie, wizja zwycięstwa i zaufanie Bogu zdają się być jedynymi kluczami do sukcesu. Poza tym, jak to w czasie bitwy bywa, jeden jest wódz, a zadania muszą być podzielone. Nie wszyscy muszą twittować, nie wszyscy blogować, nie wszyscy mieć konto na Facebooku.
Ważne, jest to, abyśmy wszyscy „w dobrych zawodach wystąpili, bieg ukończyli, wiary ustrzegli. Wówczas, zostanie dla nas odłożony wieniec sprawiedliwości, który w owym dniu odda nam Pan, a nie tylko nam, ale wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego”.
Temu służy Twitter Papieża Franciszka, temu chciałbym by służył mój Blog, temu na pewno służy wieczorna modlitwa, o której nie zapomnijcie po przeczytaniu tego wpisu.
Kolorowych snów!